Kolejny prequel do osi cyklu Fundacji, ulokowany chronologicznie pomiędzy pierwszym i drugim tomami. Tylko że tym razem napisany przez Gregory Benforda, do którego zwrócili się spadkobiercy Isaaca Asimova.
O Gregory Benfordzie warto wiedzieć to, że jest profesorem fizyki oraz całkiem znanym pisarzem w gatunku sience-fiction (laureat nagród Nebula i Nagrody Campbella). No i że – napisał opiniowaną właśnie książkę.
Tomy osiowe wciąż przede mną, więc odniosę się z perspektywy pierwszych dwóch. Przede wszystkim – klika poruszonych w „Zagrożeniu Fundacji” wątków ma się nijak do przedstawionych w Narodzinach Fundacji. Nawet gdy nie muszą być usprawiedliwione tomem pierwszym (jednak czas leci), to jednak dobrze by było mieć ich odzwierciedlenie w tomie kolejnym. Dowodzi to tylko, że Benford dołożył do historii swoje własne pomysły i własne historie.
Odnośnie tych „odbenfordzikich” wątków – wątek symulacji świadomości ogólnie niezbyt przypadł mi do gustu. Pewnie całość pięknie wplata się w nurt hard SF, ale było to strasznie filozoficzne i przegadane. Szczególnie na tle wątku dotyczącego bezpośrednio Seldona, który wydaje się sprowadzony do jakiegoś kina akcji. A w tym wszystkim zamknięcie książki, które powoduj zgrzyt niedopasowania z chronologiczną kontynuacją.
Całość utrzymana jako klasyk hard SF. Odniosłem jednak wrażenie, że wrzucono zbyt dużo wątków na centymetr sześcienny. Do tego bardzo dużo dysput filozoficznych, że aż ból egzystencji mnie ściskał i doci...