Mamy to! Ostatnia część cyklu!
Wydarzenia z poprzedniego tomu były na swój sposób dziwne (ale dobre!) - wyjaśniły 3/4 wątków, rozwiązały ekspansywną politykę regentów Imperium. Mogłoby się wydawać, iż to koniec.
Nie.
No.
Nein.
Esrahaddon nie ostrzegał przed elfami tak o, dla zabawy. Ich horda nadciąga, a cel jest jeden - obalenie Imperium.
Wskazówki czarnoksiężnika jasno wskazywały, aby udać się do pierwotnej, starożytnej stolicy i odnaleźć Róg, który przyniesie pokój. O tym właśnie jest ostatnia część cyklu. Drużyna Pierście… sorka, Drużyna Aristy wyrusza w podróż, czując na swoich plecach ogromny ciężar powagi powierzonego zadania. Tylko od nich zależy dalszy los ludzkości.
Sullivan po raz kolejny udowadnia, że jego cykl był przemyślany od początku do końca. W żadnym momencie nie miałem wrażenia, aby był pisany na kolanie, z wrzuconymi wątkami. Niniejsza część jest też najbardziej obszerna. Podróż do tytułowej stolicy, jej eksploracją to 3/4 całości, co bardzo przypadło mi do gustu. Od początku czułem vibe Indiany Jonesa i świetnie się bawiłem.
Niestety była też najbardziej przewidywalna. Zagadek zostało bardzo mało i nietrudno było się ich domyślić. Czy to złe? Dla mnie nie… to trochę jak spoilery. Ich znajomość nie przeszkadza i nie niszczy odbioru w momencie, gdy dany wątek jest dobrze napisany. Tak właśnie było w tym przypadku.
...