"Pajęczyna oplata pająka miłością i troską"
Z Mankellem mam często kłopot w ocenie. A właściwie ściślej mówiąc, nie z Mankellem, tylko z jego głównym śledczym komisarzem Kurtem Wallanderem. Jak ten typ mnie irytuje, to nie macie pojęcia. Niby to bardzo "ludzki" policjant, ma prawie 50 lat, więc i zdrówko mu już niedomaga (okulary do czytania) i jakaś żałoba się "przypląta", a jednocześnie czasami zachowuje się jak rozkapryszony bachor (Baiba). Bardzo piętnuje grupy tak zwanych "Gwardii obywatelskich", które, według niego przekraczają granice prawa, a sam kłamie osobom, z którymi rozmawia, zastrasza ich, zupełnie bezprawnie i bez nakazu przeszukuje ich mieszkania, bo ma "przeczucie". Coś tam "zobaczył", coś "usłyszał", ale do końca nie wie co, ale coś mu nie dawało spokoju, lub "coś było nie tak".
Niestety taki Wallander zupełnie mi się nie podoba. Za to wszyscy jego współpracownicy, łącznie zresztą z samą szefową, patrzą w niego jak w obrazek i tam, gdzie nikt nie może poradzić, poradzi cudotwórca Wallander, patrz scena z policjantem, który z pewnych powodów chciał odejść z policji. Nasz Kurt zamienił z nim raptem 2 zdania i co, oczywiście policjant zostaje. Śledztwo powolne i mozolne bardziej oparte na "przeczuciach" Kurta niż na jakichkolwiek dowodach, których pojawia się tyle, co kot napłakał. Akcent polski obecny. W zasadzie kunszt pisarski Mankella też widać gołym okiem i trudno się mi do czegoś więcej doczepić, niż do postaci detektywa. W mojej oc...