Darek Foks dawno już wpadł na przewrotny koncept, że kształtować czytelniczki i czytelników tak wnikliwe i wnikliwych, samodzielne i samodzielnych, a więc nieufne i nieufnych wobec globalnych postaw ciałopedagogicznych, że aż sięgające i sięgających z własnej potrzeby po poezję współczesną (w tym wiersze Darka Foksa), można jedynie, tworząc postać narratora mówiącego w wierszach, która jest właśnie przegiętym, autorytarnym nauczycielem poetyki binarnopłciowej, edgy dziadersem sypiącym ciężkimi maksymami, dowódcą batalionu pozaakademickich doktorantek uzbrojonych (jeszcze) w majtki, czułym wszechwiedzącym narratorem, wyedukowanym kochankiem, myślicielem metapolitycznym, a także niegdysiejszym chłopcem socjalizowanym do życia w świecie tajemniczym i wzbudzającym lęk, choć jednocześnie wiele obiecującym. Wyśmiewanie gestu pedagogicznego, którego działanie zasadza się na precyzyjnym przejęciu autorytarnych idiolektów mających wprowadzić czytelników i czytelniczki w rozmaite konsternacje, samo jest jednak gestem pedagogicznym. Co, poza przyjemnością czytelniczą, jest ostatecznym celem batalii autora „Café Spitfire”, jeśli po drodze, nie bez turbulencji, udaje mu się odbić resztki poetycznych wzruszeń, nie jest jasne, choć „Patriotka” zdaje się dostarczać wielu nowych, a przede wszystkim interesujących nas poszlak. Stosunek Foksa-poety, autora tomu „Patriotka” do Foksa-filmowca, twórcy filmu „Patriotka”, a także „Patriotki” do „Patriotki” również, poza lekturą tomu i pokazem kinowym, wymagać będzie osobnych dociekań.