Tę niewielką książeczkę, zawierająca 17 opowiadań przybliżających nam Mazury i ludzi zamieszkujących je w czasach, gdy były częścią Prus Wschodnich, a także bardziej współczesnych, nabyłam za śmiesznie niską cenę na wyprzedaży w jednej z księgarni internetowych. Zastanawiałam się, czy ją mimo tak niskiej ceny kupić, gdyż nie bardzo wiedziałam, czego się mogę spodziewać, chociaż sama okładka (Wydawnictwo MG, 2011) przyciągała mój wzrok, jednakże gdy w tej księgarni pojawiła się druga książka Katarzyny Enerlich, też w wyprzedaży, postanowiłam kupić je obydwie - tym bardziej że już co nieco zapoznałam się z ich recenzjami.
Okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. Opowiadania przeczytałam błyskawicznie i dałam się autorce oplątać jej Mazurami, mimo iż nie mam z nimi nic wspólnego, raz tylko tam byłam, i to zaledwie jeden dzień. Nie chodzi jednak o dzisiejsze Mazury, lecz te właśnie z opowiadań pani Katarzyny, czyli zamieszkane przez rdzenną ludność polsko- i niemieckojęzyczną.
Autorka, wywodząca się z rodu, którego korzenie sięgają Prus Wschodnich, kocha przeszłość Mazur i to wyraźnie daje się wyczuć w jej opowiadaniach - a czyta się je jak klechdy, które ja uwielbiałam w dzieciństwie. Prawie każde to mała perełka literacka napisana pięknym, bardzo sugestywnym językiem i przesiąknięta nostalgią za tym, co minęło. Za ludźmi, którzy odeszli w zapomnienie, a wraz z nimi zwyczaje i obyczaje, do których dzisiaj bywa, że tęsknimy, nie zdając sobie czasem nawet z t...