Już po przeczytaniu pierwszej "Szopki" Zośki Papużanki wiedziałam, że będzie mi z nią i z jej prozą bardzo po drodze. Że wchłonę wszystko, co napisze i że prawdopodobnie będzie mi się bardzo podobało. Tak właśnie jest. Uwielbiam styl autorki i nawet jej mimochodem przechodzenie w trakcie akcji z narracji pierwszoosobowej w trzecioosobową i na odwrót, mnie nie drażni. Tym razem dostajemy do łapek niewielką książeczkę o "Onym". Kim jest "On"?
On, to Śpik i może to być ten właśnie konkretny Śpik, a może być też każdy inny. Każde dziecko każdej innej matki. Bo tutaj nieważne jest, jak naprawdę nazywa się Śpik i jego mama. Ona jest po prostu jak mama Muminka, mamą Śpika. Przezwisko to przylgnęło do chłopca w czasach wczesnoszkolnych i zostało z nim na wieki wieków amen. A więc towarzyszymy Śpikowi w jego życiu od początku, a nawet jeszcze wcześniej.
Razem z jego mamą, czekamy na niego i wyobrażamy sobie (wciąż razem z nią), jaki to on będzie cudny i wspaniały i na jakiego porządnego i mądrego człowieka wyrośnie. Bo przecież każda matka, nawet ta dopiero przyszła, właśnie o tym marzy. O tym by jej dziecko było najwspanialsze i co najciekawsze, wierzy w te swoje marzenia na 1000%. Jednak co, jeśli dziecko okaże się zwyczajnym.... Śpikiem? Co wtedy? Czy matka będzie go kochać równie mocno, jak kochałaby wymarzone dziecko idealne? Mama Śpika tak o tym mówi:
[...]" kocham cię takiego, jaki jesteś, i takiego, jaki będziesz, takiego cię chciałam, jesteś mo...