Jeśli opowiadanie jest o miłości, to o jakiejś chorej, wynaturzonej, kalekiej. W czasie lektury odnosiłem często wrażenie, że chodzi właśnie o brak miłości, albo o jej zastępowanie wynaturzonymi popędami. Poza tym Marquez pisze o ciemnocie, zabobonach, głupocie, obłudzie, zakłamaniu, hipokryzji, fanatyzmie katolickiego XVIII wieku, a zwłaszcza Świętej Inkwizycji.
Jest to też opowieść o dziewczynce o pięknych rudych włosach, którą ugryzł wściekły pies, uwiódł zakonnik, i która umarła z miłości, albo przez ludzką głupotę.
Autor tak pisał o jej przyjściu na świat:
„W nieoczekiwanie deszczowym dniu, pod znakiem Strzelca, urodziła się przedwcześnie i z trudem Sierva Maria de Todos los Angeles. Wyglądała jak bezbarwna kijanka, a owinięta wokół szyi pępowina omal jej nie zadusiła.
»To dziewucha - powiedziała akuszerka. - Ale nie będzie żyć«.
To właśnie wtedy Dominga de Adviento przyrzekła swym świętym, że jeśli obdarzą dziecko łaską życia, dziewczynka nie zetnie włosów aż do swej nocy poślubnej. Ledwie złożyła ślubowanie, kiedy mała uderzyła w płacz. Rozradowana Dominga de Adviento zaśpiewała: »Będzie świętą!«. Markiz, który poznał dziecko już wymyte i ubrane, był znacznie mniej jasnowidzący.
»Będzie kurwą - powiedział. - O ile Bóg obdarzy ją życiem i zdrowiem«.
Dziewczynka, córka arystokraty i plebejki, miała dzieciństwo podrzutka. Matka znienawid...