To już moja czwarta książka Pana Sparksa. Dla wielu zapewne jest to autor piszący literaturę kobiecą, aczkolwiek ja nie uznaję czegoś takiego. Podejrzewam, że wielu mężczyzn uwielbia jego twórczość podobnie jak ja.
„Noce w Rodanthe” to bardzo krótka książka licząca zaledwie 254 strony. A jeszcze krótsza historia miłosna dwójki bohaterów: Paula i Adrienne. Kilkudniowy pobyt w Rodanthe osób zagubionych, z problemami i po przejściach odmieni ich życie na zawsze.
Można zauważyć pewien schemat, ale czy to coś złego? Owszem, niektórzy mogą oczekiwać od swoich ulubionych autorów ciągłych niespodzianek, zwrotów akcji itp. Ja niekoniecznie tego wymagam. Przynajmniej mogę wiedzieć, czego mniej więcej się spodziewać, na jakie emocje się nastawić. Tutaj ich nie zabraknie, zresztą w tego typu literaturze to wręcz wskazane. Momentami można się uśmiechnąć, momentami można uronić łzę.
Tak jak z tyłu okładki jest napisane, to „historia czułej miłości, radości, nadziei, poświęcenia i … przebaczenia. Nicholas Sparks po raz kolejny przypomina, że miłość jest możliwa w każdym wieku i często przychodzi, kiedy najmniej się jej spodziewamy…”. Niektóre sytuacje są bardziej prawdopodobne, inne mniej. Życie pisze różne scenariusze. Bardzo lubię przenosić się w piękne, urokliwe miejsca, które Nicholas Sparks opisuje w swoich powieściach. Niestety nie czułem przekonania do dialogów. Wydawały mi się zbyt sztuczne, bez takiej swobody jak w po...