Trzy niezależne zdawałoby się wątki: zaginiona żona, ofiara wypadku i matka opłakująca stratę dziecka, łączą się z sobą w finale. Niestety od początku jest jasne, że tak będzie, a od połowy nawet wiadomo dlaczego. Więc nie ma wielkich zaskoczeń ani efektu typu WOW.
Kryminał napisany sprawnie, kartki się szybko przewracają, bo ciekawe jak wątki potoczą się dalej i połączą. A i postaci sympatyczne.
Nie będzie to spojlerem, jeśli napiszę, że rzecz jest o szczepionkach, bo tę informację zamieszczono w opisie. Lektura książki zmusiła mnie do kolejnych przemyśleń w kontekście ostatnich ogólnonarodowych szczepień, niezależnie od tego, czy jestem ich zwolennikiem, czy przeciwnikiem. I wprawdzie zdania w tej sprawie nie zmieniłam, ale uderzyło mnie co innego. Z jaką ufnością powierzamy życie i zdrowie naszych dzieci obcym ludziom.
Przez myśl mi nawet nie przejdzie, by sprawdzić etykietę leku serwowanemu w przychodni mojemu dziecku, zobaczyć przeciwwskazania, czy możliwe efekty uboczne, zerknąć, czy lek był odpowiednio przechowywany, czy jaki ma termin przydatności. I strzykawka, czy z nią wszystko jest w porządku. Ja po prostu w ciemno ufałam pracownikowi Służby Zdrowia. A Państwo ufają? Sprawdzają?
I to największy zysk z przeczytania książki. Świadomość, którą zyskałam. Za to dodatkowy punkt.