To moje drugie podejście do „Most of All You. Dotyk miłości”. Gdy czytałam ją po raz pierwszy nie wywołała we mnie tak wielkich emocji jak „Archer’s voice”. A jak było teraz?
Odkryłam tą historię na nowo. Zakochałam się w tych bohaterach. Płakałam, gdy życie raz za razem rzucało Ellie coraz to większe kłody pod nogi. Denerwowałam się na każdego, kto wykorzystał tą dziewczynę, byłam wściekła w chwilach, gdzie ludzie zamiast jej pomoc wykorzystywali ją, odwracali się od niej plecami.
Gabriel o iście anielskim imieniu to postać idealna. Jest czuły, nie wstydził się pokazywać prawdziwych uczuć przy kobiecie, która bardzo szybko skradła jego serce. Przedarł się przez jej pancerz, potrafił czytać między wersami dostrzegając kruchą istotę zasłaniającą się pod fałszywym imieniem. Sam przeżył piekło i to właśnie on jak nikt inny rozumiał główną bohaterkę. Trwał przy jej boku pozwalając, by dostrzegła swoje wewnętrzne piękno. By uwierzyła w siebie, pokochała. Wspierał ją, stawiał na pierwszym miejscu, pokazywał, ze jest warta wszystkiego co najlepsze.
To niesamowicie emocjonalna historia. Mam wrażenie, ze podczas czytania jej teraz dotarła do mnie głębiej, dalej, weszła pod moją skórę i nie chce stamtąd wyjść.
Nie wiem, od czego to zależy, w końcu to ta sama powieść, może lekko odświeżona. nie sprawdzałam, czy tłumaczenie jest to samo czy inne. Musze jednak przyznać, ze poruszyła czule struny w moi...