Dla jednych był zdrajcą, dla innych - bohaterem. Podczas pierwszego spotkania w Waszyngtonie powiedział: ?Opisz mnie ze wszystkimi moimi ułomnościami i błędami, jakie popełniłem. Chciałbym, by zapamiętano mnie jako człowieka, a nie jakiegoś Jamesa Bonda o nadludzkich możliwościach". Postawił przy tym jeden warunek - książka ukaże się dopiero po jego śmierci. Był rok 2002, więc Marii Nurowskiej wydawało się, że ma jeszcze dużo czasu na rozmowy, spotkania, opracowanie materiału. I gdy Ryszard Kukliński dwa lata później zmarł, autorka wciąż miała w głowie mnóstwo pytań. Kukliński zdążył jej opowiedzieć o najtrudniejszej decyzji swojego życia, kiedy to postanowił w pojedynkę wydać wojnę zbrodniczemu systemowi. O pierwszych próbach nawiązania kontaktu z Amerykanami, sposobach przekazywania informacji, kobietach, które miały zapewnić mu alibi, i o zimnym pocie spływającym mu po plecach, gdy wydawało się, że został zdekonspirowany. Wspominał pierwsze mieszkanie we Wrocławiu - tak duże, że mógł po nim jeździć na wrotkach, i sukę Kamę, której z tęsknoty za nim pękło serce. Wydobywał z pamięci chudą dziewczynkę w niebieskiej sukience, która została jego żoną, pierwszy romans, nieznaczące przygody i wielkie namiętności. Opowiadał o ucieczce z PRL-u, wojnie z myszami w Ameryce i stracie dwóch synów.
Kukliński jest dziś jak pomnik. Jedni pod nim składają kwiaty, inni odwracają z niechęcią głowę. Za parę lat będą się o nim uczyły dzieci w szkołach. Ale mało kto się zastanawia, kim był Ryszard Kukliński. Nie - czy był zdrajcą, czy bohaterem, ale kim był jako człowiek. O tym jest książka Marii Nurowskiej.
?Newsweek"
Kukliński jest dziś jak pomnik. Jedni pod nim składają kwiaty, inni odwracają z niechęcią głowę. Za parę lat będą się o nim uczyły dzieci w szkołach. Ale mało kto się zastanawia, kim był Ryszard Kukliński. Nie - czy był zdrajcą, czy bohaterem, ale kim był jako człowiek. O tym jest książka Marii Nurowskiej.
?Newsweek"