Książę Roger Ramius Sergei Alexander Chiang MacClintock ma za sobą naprawdę paskudny rok. Nie dość, że był rozpuszczonym, rozkapryszonym książątkiem, któremu nikt nie ufał i z którym nikt nie chciał mieć nic wspólnego... Nie dość, że został wysłany z bezsensowną misją dyplomatyczną czyli po prostu usunięty z drogi w obstawie marines, którzy go nienawidzili i nim pogardzali... Nie dość, że został uznany za martwego i uwięziony niemal na rok na piekielnej planecie, gdzie musiał wraz z tymi samymi marines przebijać się przez zastępy krwiożerczych bestii, morderczych tubylców i nieustanne deszcze, aby dotrzeć do jedynego kosmicznego portu... który okazał się być w rękach najgorszych wrogów Imperium... Jakby tego wszystkiego nie było dość, odkrył, że jego przeznaczeniem jest zostać księciem-wojownikiem; jego żołnierze także się o tym przekonali. Do tego księciem dręczonym poczuciem winy za śmierć blisko stu marines... śmierć będącą jedynie skutkiem niepotrzebnych politycznych rozgrywek. Ale ani Roger, ani jego marines, ani ich sprzymierzeńcy nie wiedzą, że bitwa o wydostanie się z Marduka to dopiero początek. A książę nieprędko będzie miał okazję rozmawiać z cesarzową swoją matką. Ale to nic. Bo galaktyka jeszcze nie wie, że niedługo dostanie świeży dowód prawdziwości znanego od dawna truizmu: Nie warto zaczynać z MacClintockiem. Okładka: miękka; Rok wydania: 2004;