Opowieść Melissy Darwood zaczyna się od trzęsienia ziemi a później napięcie rośnie. Główna bohaterka nie jest bynajmniej potulną owieczką, Chloris potrafi tupnąć nóżką. Nie godzi się bezwolnie na wszystko co ją spotyka, lecz próbuje się dowiedzieć gdzie się znalazła i kim są otaczający ją Homanile. Jej przewodnikiem po świecie Luonto jest Gratus, który objaśnia dziewczynie obowiązujące tu prawa. Nastolatka z początku się im opiera, lecz wkrótce zaczyna rozumieć swoje położenie, poznaje krainę rządzoną przez Matkę Ziemię i jej sługi, zaczyna oswajać ten ląd, zyskuje przyjaciółkę, zakochuje się, gdy nagle... następuje niespodziewany zwrot akcji.
Melissa Darwood zaskoczyła mnie przenosząc fabułę na Ziemię. To było twarde lądowanie. Nagle okazało się, że nic nie jest tym czym się wydawało. Czy tajemnicza kraina Luonto naprawdę istnieje czy to tylko piękna wizja? Tego do końca nie wiadomo. Pewne jest jednak, że Matka Natura jest wkurzona i nie zawaha się tego okazać. Zbliża się spektakularny koniec świata. Czy Chloris, Gratus i reszta ludzkości mają szansę przetrwać nawałnicę?
Zakończenie powieści wprawiło mnie w osłupienie. Tego także zupełnie się nie spodziewałam.
Książka jest dobrze napisana, prostym, zrozumiałym językiem. To pomysłowa baśń z morałem.
Autorka wspomina o wielu grzechach współczesnego świata: masowej hodowli zwierząt, trzymanych w drastycznych warunkach, modyfikacjach genetycznych roślin, skażeniu wody i powietrza, przytaczając konkretne przy...