Przyznaję, że jestem pozytywnie zaskoczona po pierwszym spotkaniu z tą autorką. Wprawdzie forma dokumentalno-reportażowa, na początku trochę mnie irytowała, ale im dalej w las (znaczy w książkę), tym bardziej się przyzwyczajałam, do tego specyficznego stylu. Drażnił mnie też główny śledczy, Adam Fawley, który chciał sprawiać wrażenie najmądrzejszego, a tak naprawdę jako detektyw, w mojej ocenie, niczym się szczególnie nie wyróżniał. Chyba tylko tym, że standardowo był "po przejściach", oraz że wyroki szafował brawurowo i bez zastanowienia.
Dużo różnych postaci i nazwisk do pamiętania. Trzeba sobie je wszystkie od początku porządnie poukładać w głowie, by się nie pogubić. Za to cała intryga kryminalna, zamotana koncertowo, a działanie osoby zaburzonej psychopatycznie opisane niemal perfekcyjnie. Udało się autorce doprowadzić wszystko do spójnego zakończenia, jednak mogłoby być mniej chaotycznie. Jakieś wtręty o starodawnych wierzeniach, celtyckich rytuałach, to było zupełnie niepotrzebne. Jednak pisarka ta, na tyle mnie zainteresowała i nie znudziła, że z pewnością sięgnę jeszcze po jakąś jej książkę.