Śląska gwara obecna jest w naszym życiu od zawsze. Tak, jak głęboko zakorzenione w pamięci lokalne tradycje, które niestety z każdym pokoleniem zanikają coraz bardziej.
To tu, na śląskiej ziemi, najlepiej smakuje kołocz, żur, czy też rolada z gumiklyjzami i modrą kapustą. Tutaj głośnym echem niosą się dzięki górniczej orkiestry.
Górny Śląsk, tak charakterystyczny, z krajobrazem kopalnianych szybów i hałd jest moim domem. I nie wstydzę się tego ani trochę.
Cieszę się, że w naszej gwarze ukazały się klasyki literatury, także tej dziecięcej, jak "Alicja w Krainie Czarów", czy "Mały Książę".
Nie jest to łatwa lektura, to prawdziwy językowy Mount Everest 🙂
Z dużą dozą ciekawości sięgnęłam po książkę Magdaleny Zarębskiej pt. "Jak Maciek Szpyrka z dziadkiem po Nikiszowcu wędrowali".
Historia w niej zawarta opisana została zarówno w gwarze śląskiej (w doskonałym przekładzie Bernarda Kurzawy), jak i w naszym ojczystym języku, literacką polszczyzną.
Unikatowe ilustracje dopełniające treść stworzyła Dorota Rewerenda-Młynarczyk.
Główny bohater, mały Maciek przyjeżdża na cały dzień do dziadków. Mieszkają oni w jednej z najbardziej charakterystycznych dzielnic Katowic. Czerwone domy robotnicze, wzniesione m.in. dla górników pracujących w pobliskiej kopani, dziś są ostoją nie tylko śląskich rodzin, ale artystów czy polityków.
Chłopiec wraz z dziadkiem, emerytowanym górnikiem, wyrusza na spacer po Nikiszowcu. Senior ma do załatwienia pewną ważną dla n...