Co za historia! Co za książka!
Mam wielką satysfakcję, że przeczytałam „Hyperiona”, a jeszcze większą, że tak mnie wciągnęła i zauroczyła, mimo iż to SF. To moje czwarte podejście do „space opera", poprzednie były absolutnie nieudane. W dotychczasowych próbach wiało dla mnie nudą, otoczenie było monotonne, a książki nafaszerowane niezrozumiałymi słowami, strukturami, pojęciami, gubiłam się i traciłam orientację w tym, co czytam. Za mało mam wiedzy, wyobraźni? A może trafiałam na marne pozycje, które raz na zawsze mnie zniechęciły? Nawet „Gwiezdne wojny” to nie moja bajka.
I nagle pojawił się „Hyperion” i zaparło mi dech. Czytało się świetnie, zanurzyłam się w kosmicznym świecie, wczuwałam w dolę-niedolę i emocje bohaterów, ich los nie był mi obojętny. Podobało mi się wszystko. Monumentalność i rozmach powieści. Brawurowa wyobraźnia autora, wykreowany przez niego świat , w który zostałam dosłownie wessana oraz oszałamiający postęp technologiczny. Nie sądziłam, że ten świat będzie w stanie mnie wciągnąć. Mimo iż mroczny i pesymistyczny, ale fascynujący. Świat komlogów (czy to nie są aby nasze dzisiejsze smartfony?), transponderów, androidów, klonów, sztucznej inteligencji, zakrzywienia czasu, domów umiejscowionych równocześnie na kilku planetach, snów kriogenicznych, staroświeckich latających dywanów, a nawet świat poezji.
Podobał mi się pomysł na fabułę: bardzo odległa przyszłość, świat urządzony zupełnie inaczej, ludzkości grozi zagłada, jest j...