„Eutymia” wyrwał mnie z fotela i przeniosła do innego świata.
W Pieninach ginie młody Hiszpan. Komisarz Malejko szybko domyśla się, że jest to morderstwo. W pobliżu ciała znajduje inkaskie pismo węzełkowe a na jego telefon spływają wskazówki dotyczące dalszych poszukiwań. W Zamku Pienińskim odkryte zostaje drugie ciało, tym razem młodej kobiety. Malejko i jego partnerka Maja wpadają w poważne tarapaty.
Zaskoczyła mnie ta książka. Wciągnęła w wir zdarzeń i rozciągnęła do granic możliwości moją wyobraźnię. Autor zaserwował nam historię godną – a nawet lepszą – Dan Browna i innych wielkich tego gatunku. Mamy tutaj prawdziwy czytelniczy koktajl mołotowa: fascynujące Pieniny, podejrzane morderstwa, ukryty skarb Inków, niebezpieczne lochy i podziemia, mnóstwo zagadek i szyfrów do rozwiązania oraz niesamowitych bohaterów. Zwroty akcji przyprawiłby o zadyszkę nawet Indiana Jones’a.
Wiadomo, że trzeba przymknąć nieco oko na realizm, ale o akcję, tajemnice, zaskoczenie, atmosferę, niesamowitą przygodę w takich książkach chodzi i autor doskonale to oddał.
Polubiłam bardzo komisarza Malejkę. Kto by pomyślał, że w tym dojrzałym policjancie kryje się tyle hartu, siły, zaciętości, przebiegłości i dobroduszności. Miłka jest jego idealnym dopełnieniem. Uwielbiam tą dziewczynę.
Czytałam tą książę z oczami jak pięć złotych i z zapartym tchem. Czułam się w tej powieści jak dziecko w ...