Tosia i Tomek wpadli w niezłe tarapaty. Cała ta awantura ogromnie mnie bawiła kiedy byłam dzieckiem, a spędzenie wakacji w leśniczówce wydawało mi się szczytem marzeń, chociaż sama mieszkałam rzut beretem od lasu.
Przeczytałam tę książkę po dwudziestu latach i troszeczkę się muszę przyczepić. Autorka chyba trochę przesadziła ze stereotypami, czego jako dziecko nie byłam w stanie zauważyć, a teraz aż zgrzytało. Tosia jako dziewczynka była schludna, obowiązkowa, ale przy okazji nudna, zainteresowania tylko ubraniami, tchórzliwa i podporządkowana, a rodzice jej pobłażali. Tomek zaś, mimo że miał problemy w nauce (poprawka u chłopca to mniejszy wstyd, bo pewnie nauczyciel się uwziął, a dziewczyny się podlizują więc mają zawsze łatwiej), to był honorowy, odważny, przebojowy i pomysłowy, ale ojciec się go czepiał i trzymał krótko.
Jako dziecko nigdy nie spotkałam się z tymi stereotypami, może dlatego, że na wsi nie miało znaczenia czy jesteś chłopcem czy dziewczynką, wszyscy równo pomagaliśmy w gospodarstwie. Rodzice nigdy się nade mną nie rozczulali, bo jestem dziewczynką, więc dla mnie taryfa ulgowa ze względu na płeć to jest jakaś abstrakcja (śmieszne jest też to, że moja mama taka surowa dla mnie, dla moich siostrzeńców już była dużo bardziej pobłażliwa jako babcia :)). Dużo chyba zależało od charakteru, bo moja siostra jest spokojniejsza, mnie mama wiecznie musiała szukać, zazwyczaj odnajdywałam się na jakimś drzewie, najczęściej z ...