Książkę czyta się bardzo szybko, gdyż ma duży druk. Może to dziwne, co o niej powiem, ale wszystko, co tutaj się dzieje, co nam przedstawia jest i nie jest konkretne. Do samego końca mamy bazowanie na temacie, który jest opisywany jakby dookoła. Nie mogłam się tu w stu procentach wciągnąć, wciąż miałam myśli, że czegoś mi brakuje. Niby podniesiony został temat koloru skóry i tego, że ciemnoskórzy czuli się gorsi, jakby wybrakowani, podczas gdy osoby białe w ogóle nie dawały im żadnych aluzji, ani zaczepek. Wydawało im się, że każdy ich osądza i poniża i w ten sposób traktowali innych. Żyli według swoich przekonań i wmawiali sobie, że takie same przekonania mieli inni, a to nie była prawda. Pozycja rozpoczęła się wątkiem rozstania, a konkretnie rozwodu. Krążyli wokół tego tematu, a ja nie wiedziałam po co. Wychodziły tu momentami rzeczy wartościowe, ale brakowało mi tu konkretów, odpowiedzi, jakby ukazania akcji w konkretnej opowieści, której mogłabym mieć jakiś osąd. Nawet w momencie, kiedy mieliśmy temat osoby chorej nad którą trzeba było chodzić, opiekować się, to nie wiedziałam jak to robili. Mamy tu trochę opowiedziane o spełnianiu swoich marzeń, o dążeniu do ich celu małymi kroczkami. Widać tutaj to oczekiwane szczęście, ale jakieś takie zamglone, jakby po każdym słowie radość zawsze był trzykropek. Nie wiem czy inni mieli podobne wrażenia. Niektórzy mogą tą książkę przeżyć, gdyż bywały momenty, kiedy bohater naruszał tutaj strefę prywatną kobiety, a ona w rozpaczy ...