Pochwała przeciętności, sponsorowana przez przez region Alava
(uwaga: będę się pieklił)
Cisza białego miasta to bardzo przeciętny kryminał, dodatkowo zarżnięty warstwą językową albo tłumaczeniem, nie wiem i w sumie nie obchodzi mnie to, w każdym razie, pełno jest w tekście potworków w stylu: "asfaltowego żwiru" albo "kilkumetrowych limuzyn". Dialogi są drewniane jak deska do krojenia, a cała intryga wzbudza emocje, porównywalne do wyprawy na ryby, dla kogoś, kto w najmniejszym nawet stopniu, nie jest fanatykiem wędkarstwa.
Cisza białego pod względem obyczajowym nie wygląda wcale lepiej. Wątek retrospektywny, dziejący się w latach 70', to ckliwa opowieść o niespełnionej miłości, a wszystko co wnosi do teraźniejszej akcji, bohaterowie i tak powtarzają sobie jeszcze raz, do tego opowiadając sobie o rzeczach dla siebie oczywistych, rozdymając tę i tak przegadaną i napisaną językiem wypracowania licealnego, książkę do niebotycznych rozmiarów, znanych z dzieł Katarzyny Bondy, z tym zastrzeżeniem, że Bonda literacko stoi przynajmniej o półkę wyżej.
Samo miejsce akcji - Vitoria - które z założenia miało być chyba magnesem na zblazowanych wielbicieli kryminałów, jest przedstawiona w taki sposób, że podczas lektury miałem wrażenie, że miasto wielkości Gdyni, zamieszkuje około 20 do 30 mieszkańców, z czego połowa zna się ze szkoły, a pozostali to ich rodzice, dziadkowie, wujkowie itd. do tego autorka co i rusz spowalnia i ...