„Bój się sąsiada swego” autorstwa Fern Michaels to książka, która budzi we mnie mieszane uczucia… ale zacznijmy od początku.
Michaels opowiada nam w swojej książce, historię Alison Marshall, która po trudnym dzieciństwie, pragnie wreszcie znaleźć, spokojne miejsce do zamieszkania. Wybiera się ona w tym celu na wyspę Palmetto, gdzie zakochuje się w starym domu i w lokalnej społeczności. Jednak, jak się okazuje, nie wszystko jest takie, jak na pierwszy rut oka się wydaje. Wyspiarze skrywają mroczne sekrety, które zagrażają życiu Alison.
Czy kobieta zdecyduje się zostać i zaakceptuje tajemnice małej społeczności? I jaka będzie tego cena?
Historia napisana jest lekko i przyjemnie, co jest zdecydowanym plusem, bo dzięki temu czyta się ją szybko i jest to lektura idealna na jeden wieczór. Z drugiej strony, książka jako thriller, nie spełniła moich oczekiwać, gdyż zabrakło mi tu napięcia i satysfakcjonującego rozwinięcia, dobrze zapowiadających się, wątków. Mam wrażenie, że potencjał, który wyczułam czytając książkę i jej opis, nie został po prostu w pełni wykorzystany.
Myślę, że będzie ona dobry wyborem dla tych, którzy nie szukają mocnych wrażeń, a jedynie chcą się delikatnie zanurzyć w tym gatunku. Prawdopodobnie jednak nie zadowoli zagorzałych fanów thrillerów, przyzwyczajonych do silnych emocji i zaskakujących zwrotów akcji. Jeśli zaciekawiła Was fabuła, zachęcam do lekt...