Część.
Lubicie czytać książki o magii świąt, z zimą w tle?
Ja bardzo lubię, czuć tą magię i zbliżające się święta. Pomimo, że za oknem jesień przeplata się z wiosną i jest jak na listopad bardzo ciepło to z przyjemnością sięgnęłam po książkę „Spadające gwiazdy” Feren Michaels, wydawnictwo Skarpa Warszawska.
I na tym koniec, ponieważ tak naprawdę oprócz ładnej okładki, zimowej aury nic więcej mnie w tej książce nie zachwyciło. Niestety świąt i magii świątecznej było mało, a emocji z nimi związanych praktycznie brakowało. Nie polubiłam się z główną bohaterką Emily pomimo, że jest to kobieta prawie 30 letnia miałam wrażenie, że czytam o nastolatce i jej problemach. Bardzo dziwne relacje rodzinne, oparte na niedomówieniach, półprawdzie, a sekrety rodzinne, które wypływają nie budzą emocji lecz miałam wrażenie, że są trochę na siłę i mocno wyolbrzymione.
No i najważniejsze romans, uczucie rodzące się pomiędzy bohaterami toczy się w zastraszającym tempie, pomiędzy Emilią i Zachem brakuje mi chemii, iskier. Nie czułam tu emocji związanych z rodzącym się uczuciem, namiętnością, magnetyzmu, magii rodzącego się uczucia.
Powiem Wam, że szkoda bo pomysł na fabułę jest ciekawy i był potencjał jednak nie został wykorzystany.
Ja tę książkę odrabiam w ten sposób jednak to jest moje zdanie, Twoje może być odmienne.