Z przedmowy Ks. Jana Twardowskiego:
"Szanowna Pani!
Początkowo chciałem pisać recenzję o Pani wierszach, ale
poniechałem tego. Piszę list. List jest bardziej osobisty, bliższy, oczekiwany. Chyba ze smutkiem nazywa Pani dzień bezlistnym. Spadające liście przypominały Pani listy. Przepraszam bardzo, że się z moim teraz spóźniam, ale ostatnie święta zabrały mi czas. Proszę mi również wybaczyć, że list będzie krótki. Chociaż list krótki jest trudniejszy od długiego. W wierszach Pani można odczytać, że jest Pani stale w podróży, z walizami i torbami. Nie tylko nad Sekwaną, nad rzeką Hudson, w samolocie z Berlina , w drodze do Otwocka, na wielu mapach świata. Trudno Panią uchwycić. Znika Pani, kiedy ktoś oddala się o krok. Najważniejsze jest chyba to, że w tym świecie przeludnionym słowami posługuje się Pani ich garstką. Największą wartością poezji jest prostota i zwięzłość, ale Pani osiąga coś więcej. Obdziera Pani ze skóry słowo, wdziera się do jego wnętrza. Trzeba chyba napisać całą nowelę, żeby powiedzieć to, co Pani potrafi zmieścić w (...) wierszach (...). Wystukuje Pani jak najoszczędniej słowa, które kosztują. Pozbywa się Pani rozwiniętych zdań, opisowości, literatury. Słusznie. Poezja nie jest układanie m słów, ale podróżą między słowami. Od słowa może być ważniejsza „wielojęzyczna łza", ogień, czułość.
Odkrywam w Pani wierszach ostro sformułowaną myśl.
Urok niedomówień. Żart - choćby wtedy, kiedy pisze Pani, że przebiegł a drogę kotu. Uśmiech - kiedy mówi Pani, że miejsce przy oknie jest miejscem za szybą. Dobroć - kiedy odgaduje Pani, że rzeczy z domu starców nie chcą minąć. Wyposzczone naczynia. Słonie, które nie przyniosły szczęścia. Wszystko prosi o łaskę. Dziękuję Pani za życzliwość zaufania, za wiersze, za przypomnienie, że każdy w swojej podróży odchodzi do kresu, za to, że pozostaną po nas nie tylko osierocone bagaże. (...)
Dziękuję za to, że Pani w swojej wykwintnej poezji potrafi napisać coś tak prostego.
najbardziej bezradne
są bezdomne listy
o miłości
silniejszej
niż śmierć
Chociaż, jeśli chodzi o mnie wierzę, że jest miłość za Bóg zapłać.
Jak to dobrze, że widzi Pani między wierszami zwykłe życie tych, co jedz ą poziomki i żurek, łykają proszki od bólu głowy, ścielą łóżko, przypalają mleko, wybierają
się w drogę, podziwiają Nike z Samotraki. Na zakończenie dziękuję, że Pani jest samo swoja. Poza tym co Pani pisze, widzę w Pani człowieka mądrego, który posługując się niewielu słowami potrafi tyle powiedzieć o swojej samotności, miłości, cierpieniu, cierpliwym poszukiwaniu drugiego człowieka.
ksiądz Jan Twardowski
Warszawa 3 stycznia 1997
"Szanowna Pani!
Początkowo chciałem pisać recenzję o Pani wierszach, ale
poniechałem tego. Piszę list. List jest bardziej osobisty, bliższy, oczekiwany. Chyba ze smutkiem nazywa Pani dzień bezlistnym. Spadające liście przypominały Pani listy. Przepraszam bardzo, że się z moim teraz spóźniam, ale ostatnie święta zabrały mi czas. Proszę mi również wybaczyć, że list będzie krótki. Chociaż list krótki jest trudniejszy od długiego. W wierszach Pani można odczytać, że jest Pani stale w podróży, z walizami i torbami. Nie tylko nad Sekwaną, nad rzeką Hudson, w samolocie z Berlina , w drodze do Otwocka, na wielu mapach świata. Trudno Panią uchwycić. Znika Pani, kiedy ktoś oddala się o krok. Najważniejsze jest chyba to, że w tym świecie przeludnionym słowami posługuje się Pani ich garstką. Największą wartością poezji jest prostota i zwięzłość, ale Pani osiąga coś więcej. Obdziera Pani ze skóry słowo, wdziera się do jego wnętrza. Trzeba chyba napisać całą nowelę, żeby powiedzieć to, co Pani potrafi zmieścić w (...) wierszach (...). Wystukuje Pani jak najoszczędniej słowa, które kosztują. Pozbywa się Pani rozwiniętych zdań, opisowości, literatury. Słusznie. Poezja nie jest układanie m słów, ale podróżą między słowami. Od słowa może być ważniejsza „wielojęzyczna łza", ogień, czułość.
Odkrywam w Pani wierszach ostro sformułowaną myśl.
Urok niedomówień. Żart - choćby wtedy, kiedy pisze Pani, że przebiegł a drogę kotu. Uśmiech - kiedy mówi Pani, że miejsce przy oknie jest miejscem za szybą. Dobroć - kiedy odgaduje Pani, że rzeczy z domu starców nie chcą minąć. Wyposzczone naczynia. Słonie, które nie przyniosły szczęścia. Wszystko prosi o łaskę. Dziękuję Pani za życzliwość zaufania, za wiersze, za przypomnienie, że każdy w swojej podróży odchodzi do kresu, za to, że pozostaną po nas nie tylko osierocone bagaże. (...)
Dziękuję za to, że Pani w swojej wykwintnej poezji potrafi napisać coś tak prostego.
najbardziej bezradne
są bezdomne listy
o miłości
silniejszej
niż śmierć
Chociaż, jeśli chodzi o mnie wierzę, że jest miłość za Bóg zapłać.
Jak to dobrze, że widzi Pani między wierszami zwykłe życie tych, co jedz ą poziomki i żurek, łykają proszki od bólu głowy, ścielą łóżko, przypalają mleko, wybierają
się w drogę, podziwiają Nike z Samotraki. Na zakończenie dziękuję, że Pani jest samo swoja. Poza tym co Pani pisze, widzę w Pani człowieka mądrego, który posługując się niewielu słowami potrafi tyle powiedzieć o swojej samotności, miłości, cierpieniu, cierpliwym poszukiwaniu drugiego człowieka.
ksiądz Jan Twardowski
Warszawa 3 stycznia 1997