Recenzja książki „Stasiek, jeszcze chwilę” – Małgorzata Zielaskiewicz
Nieczęsto trafiam na książki, które potrafią mnie jednocześnie rozbawić, wzruszyć i zostawić z cichym „wow” w głowie po przeczytaniu ostatniej strony. „Stasiek, jeszcze chwilę” to jedna z tych historii, które wchodzą człowiekowi głęboko pod skórę, choć na początku wydają się po prostu sympatyczną opowiastką.
Główna bohaterka – Henia – to starsza pani, która zupełnie nie wpisuje się w stereotyp „babci w kapciach i swetrze”. Ma barwny kapelusz, cięty język i... maszynkę do produkowania pieniędzy. Brzmi absurdalnie? Może trochę. Ale ta historia niesie w sobie o wiele więcej niż tylko dziwaczną fantazję. Jest ciepła, przewrotna i pełna trafnych obserwacji o ludziach, o tym, co nas motywuje, co boli, a co daje nadzieję.
Zaskoczyło mnie, jak lekko autorka żongluje humorem i refleksją. Momentami parskałam śmiechem nad zachowaniami Henii, by chwilę później poczuć wzruszenie, gdy jej życie okazywało się bardziej skomplikowane, niż początkowo sądziłam. Jest w tej książce coś bardzo ludzkiego – pokazuje, że każdy z nas, bez względu na wiek, szuka sensu, miłości i jakiegoś śladu, który po sobie zostawi.
Czy polecam? Zdecydowanie tak. To nie jest typowy, łatwy feel-good. To mądra, ciepła i trochę szalona opowieść o tym, że nawet stojąc jedną nogą „po tamtej stronie”, można jeszcze sporo namieszać – i to w najlepszym tego słowa znaczeniu.
![]()