Cytaty Przemysław Piotrowski

Dodaj cytat
Zacisnął powieki, zdjęty odrazą do samego siebie. Wtedy zwłoki zsunęły się z taśmy. Coś zachrzęściło, coś mlasnęło. I już nie było spuchniętej głowy ani jałowych oczu, nie było rąk, nóg ani obleczonego skórą worka kości.
Pozostał dług.
Co on najlepszego zrobił? Czy naprawdę było warto? To nie tak , kurwa, miało wyglądać! Tylko co z tego? Było już za późno. Teraz mógł tylko patrzeć.
Patrzył w milczeniu, jak ciało powoli się oddala. Nadal nie czuł satysfakcji. Nie spodobało mu się to, bo liczył, że będzie się karmił tym uczuciem długie miesiące, a może nawet lata. Ogarnął go zawód, tym większy, że zdawał sobie sprawę ze swojego położenia. Wiedział, że kiedy przyjdzie czas zapłaty, nie będzie mógł odmówić.
W świecie, w którym żył, długi trzeba było spłacać.
Polityka zawsze była, jest i będzie brudna, bezwzględna i pozbawiona empatii wobec jednostki.
- Polityka to bagno, komisarzu - odparł Kumidor. Bagno, w którym łatwo utonąć, gdy człowiek kieruje się sumieniem. I właśnie dlatego pan tego nie zrozumie.
Pomieszać w głowie może ładna dziewczyna albo wygrana w totolotka. Władza daje panowanie nad umysłami. Władza pozwala poczuć się kimś więcej niźli tylko człowiekiem. W końcu władza pozwala tworzyć nowe światy.
Władza jako taka zawsze miała ogromny problem z przyznawaniem się do winy, ta obecna zaś nie robiła tego nigdy, mało tego, często w najbardziej ohydny sposób tłumaczyła kolejne afery, dodatkowo grożąc świadkom, zastraszając ich, tych najbardziej upartych niszcząc dosłownie i w przenośni, czasem razem z całymi rodzinami.
Wszyscy oni mieli do powiedzenia jedno wielkie nic i jeśli chcieli zachować stanowiska, musieli wykonywać rozkazy zagnieżdżonego w swojej fortecy małego despoty.
Nie istniały już żadne wartości, a ludzka moralność sięgnęła dna. Młodzi nie liczyli się ze starszymi, starzy gardzili młodymi, wierzący stali się zakładnikami skompromitowanego Kościoła, a niewierzący we wszystkich katolikach widzieli obrońców pedofilów. Od lat napuszczani na siebie przez klasę polityczną obywatele byli gotowi odejść od stołu wigilijnego albo napluć drugiej osobie w twarz tylko dlatego, że głosuje na inną partię.
Poza tym w Polsce żaden polityk nie przyznawał się do popełnionych grzechów. Panowała tu jedna prosta zasada - dałeś się złapać za rękę, to teraz mów, że to nie twoja ręka.
W pojęciu tych skurwieli wszyscy są równi, ale oni są równiejsi.
Kumidor otoczył się łajdakami, bo wiedział, że tylko oni będą mu ślepo posłuszni. Ale zdawał sobie sprawę, że trzeba będzie po nich regularnie sprzątać, bo w zamian za lojalność będą kraść, kurwić się i robić wszystko, na co tylko im przyjdzie ochota.
Gdy prawo nie działa, czasem trzeba radykalnych rozwiązań.
- Niezła laska...
- Niezła to może być zupa pomidorowa.
Tu Sejm przypominał chlew pełen ubłoconych świń rozpychających się, aby bez względu na koszty dorwać się do koryta.
Ty się chyba z psem sąsiada na łby pozamieniałeś.
Miał wrażenie, że to nigdy się nie skończy, a on, niczym kukiełka w rękach lalkarza, wiecznie będzie tańczył w rytm muzyki granej przez Gwidonę i pozostałe kreatury z przeklętego klasztoru sióstr hieronimek.
Szlag go trafiał, gdy dowiadywał się o kazaniach, na których facet sugerował, że lubieżne czyny jego kolegów po fachu są powodowane kuszeniem ich przez dzieci.
I tu premier musiał uczciwie przyznać, że Kumidor - choć pewnie miałby problemy, żeby zapłacić w sklepie kartą albo przez telefon zamówić pizzę - strategiem był wybitnym.
Kryzys to był, gdy Unia nie dała nam obiecanej kasy, bo zamiast dogadywać się z Niemcami i Francuzami, wolałeś iść z nimi na noże. Kryzys to jest od czasu, gdy pozwoliłeś, aby opozycja przykleiła nam łatę polexitu, a notowania spadły o blisko piętnaście procent. To, co teraz mamy, to jest pierdolona wojna.
W swojej o rozmiar za dużej, wielokrotnie spranej marynarce, krzywo zawiązanym krawacie i rozczochranych siwych włosach prezentował się jak obraz nędzy i rozpaczy i gdyby nie fakt, że wciąż był najważniejszą osoba w państwie i twardą ręką trzymał za mordę całą partię, to można by go pomylić z jakimś kloszardem.
Na myśl, jak minister sprawiedliwości i prokurator generalny klęka przed kamerą i spowiada się narodowi ze wszystkich swoich przekrętów, po raz pierwszy od dłuższego czasu na jego twarzy pojawił się grymas, który mógł przypominać uśmiech.
Przez chwilę stał, obserwując fruwające jaskółki, po czym wziął się pod boki i wygiął plecy w łuk. Coś chrupnęło, przeskoczyło, zabolało. Ktoś mu powiedział, że jak boli, to znaczy, że żyje. Nie pamiętał już kto, ale podzielał ten pogląd.
Tacy jak on nie mogli okazywać słabości. W tym fachu słabość oznaczała śmierć.
Patrzył na nią wyprany z emocji. Nie miał ich w sobie. Po prostu stał i patrzył, jak muchy wchodzą do jej ust, by po chwili z nich wyjść, jak jej długie blond włosy i fałdy sięgającej do kolan sukienki delikatnie falują na wietrze, który wślizgiwał się przez uchylone drzwi balkonowe.
Miał jej to za złe, ale chronił ją, bo swoich zawsze trzeba chronić. Swojemu nie mogła stać się krzywda. Takie były zasady. Taka była polska polityka.
Nie od dziś był psem i potrafił rozpoznać, kto konfabuluje, a kto wierzy w swoją wersję zdarzeń.
W policji można było ufać jedynie sobie, dlatego zawsze pracował sam.
Taki właśnie wyszedł z sierocińca. Zimny, kanciasty, surowy i twardy. W oczach innych ludzi bardziej przypominał dzieło mało rozgarniętego rzeźbiarza - kawał ledwo ociosanego drewna, mającego imitować ludzką postać.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl