Avatar @Malwi

@Malwi

118 obserwujących. 59 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj 23 minuty temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
118 obserwujących.
59 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj 23 minuty temu.

Cytaty

– Cza­sem naj­waż­niej­sze de­cy­zje trze­ba pod­jąć szyb­ko. Zwłasz­cza jeśli mogą zmie­nić całe twoje życie na takie, o jakim każdy może tylko po­ma­rzyć.
– Seba mógł­by się po­spie­szyć. – A wi­dzia­łaś, żeby w tym kraju ko­mu­kol­wiek się spie­szy­ło? Poza in­fla­cją?
(...) obie­cał, po czym zmierz­wił kę­dzie­rza­wą czu­pry­nę tak, jakby pró­bo­wał upo­rząd­ko­wać ukry­te pod nią myśli.
– Na­praw­dę nie wiem, jak pani pomóc. Może i je­stem spe­cem do spraw bez­na­dziej­nych, ale pani jest z ka­te­go­rii „jak oży­wić trupa”. Oba­wiam się, że ostat­ni ktoś, kto to umiał, zo­stał ukrzy­żo­wa­ny pra­wie dwa ty­sią­ce lat temu. Ja, nie­ste­ty, nie umiem czy­nić cudów, a pani ta­ko­we­go wy­ma­ga.
– Czas to pie­niądz. A tych, jak zro­zu­mia­łam, nie mam zbyt wiele. – Nie ma ich pani w ogóle – sko­ry­go­wał jej roz­mów­ca. – Jest pani za­dłu­żo­na bar­dziej niż Gre­cja i We­ne­zu­ela razem wzię­te. Nie wiem, jak to pani zro­bi­ła, ale w ciągu trzech lat stra­ci­ła pra­wie tyle pie­nię­dzy, ile po­przed­ni rząd wydał na to lot­ni­sko, na któ­rym cią­gle pasą się krowy. Przy­znam, że wi­dzia­łem już nie­je­den zmar­no­wa­ny biz­nes, ale cze­goś po­pro­wa­dzo­ne­go z takim roz­ma­chem w stro­nę ka­ta­stro­fy jesz­cze nie. – Widać mam wy­jąt­ko­wy ta­lent – mruk­nę­ła Ma­zu­rek.
(...) Za moich cza­sów nie byłeś takim fajt­ła­pą! – Byłem, tylko się ka­mu­flo­wa­łem – przy­znał szcze­rze Se­ba­stian.
– A idź! – fuk­nę­ła wście­kle Li­lian­na. – Ta­kiej to nawet wy­strzał z dzia­ła prze­ciw­pan­cer­ne­go nie za­szko­dzi. Daj spo­kój! Co jej się miało stać? Prze­cież spa­dła na trawę. I to z pierw­sze­go pię­tra! – Z dru­gie­go – spro­sto­wał z tro­ską Se­ba­stian. – Ja bym jed­nak spraw­dził. Mogła się uszko­dzić. – To jest wy­spor­to­wa­na laska, te­ni­sist­ka, a nie jakaś to­yo­ta, żeby się miała uszko­dzić – Ma­zu­rek mach­nę­ła nie­cier­pli­wie ręką. – Co naj­wy­żej bę­dzie miała kilka za­ry­so­wań. To zna­czy tych no… za­dra­pań!
Zbrodnia nie pyta o pogodę. Wychodzi z cienia dokładnie wtedy, gdy odwracasz wzrok.
Sandomierz nie spał. Po prostu czekał, aż znowu ktoś obudzi jego najciemniejsze wspomnienia.
Niektóre burze zaczynają się od szeptu. Ten szept miał twarz i zniknął zbyt szybko.
– Ma pani chwi­lę? – Star­si lu­dzie mają już tylko chwi­lę – od­po­wie­dzia­ła ko­bieta z uśmie­chem.
(...) naj­lep­szym spo­so­bem, aby z kimś po­roz­ma­wiać, jest z nim po­roz­ma­wiać”.
Da­niel szedł pew­nie. Znał za­sady. Je­śli chcesz być nie­wi­dzial­ny w szpi­talu, rób wszyst­ko, jak­byś przy­na­le­żał do tego miej­sca. Prze­cięt­ne ubra­nie, wy­raz zmę­cze­nia na twa­rzy, w dłoni re­kla­mówka ze skle­piku na par­te­rze, a w niej bułki, jo­gurt i woda. Szedł w końcu do pa­cjent­ki i mu­siał za­po­biec śmier­ci gło­do­wej, na którą nie­mal ska­zy­wały szpi­talne kuch­nie.
– Mą­dre rze­czy pan mówi, pa­nie Zyg­mun­cie. – Bo jak ży­cie uczy­ło, to no­to­wa­łem. – Star­szy męż­czy­zna po­pu­kał się w bok głowy. – Niech pan za­pa­mięta. Strach i żal za­zwy­czaj wy­glą­dają tak samo i dość ła­two je po­my­lić ze sobą. Bruno za­no­to­wał.
Nie uśmie­chał się. Nikt się nie uśmie­cha, gdy wcho­dzi w pakt z dia­błem.
– Zjedz coś – po­le­cił mu. – I umyj się, w tym sta­wie cho­ciaż – do­dała pro­ku­ra­tor. – Zna­łem ta­kiego jed­nego, co się mył i nie żyje – od­po­wie­dział jej Dun­der. – Z czy­sto­ści umarł? – za­py­tała Hojda. – Sa­mo­chód go prze­je­chał – od­po­wie­dział stary i wy­szcze­rzył zęby w za­do­wo­le­niu z cię­tej ri­po­sty.
– Po­stę­puj z ludź­mi tak, jak sama byś chcia­ła być trak­to­wana – od­po­wie­dział jej Bruno.
– A o czym bę­dzie ta książ­ka? – O Po­la­kach (...) – Boję się za­py­tać o ty­tuł – po­wie­dział Krzy­siek. – Pol­ska War­cząca. – Mocne. – Krzy­siu, prze­cież my na sie­bie non stop war­czymy. Wszyst­ko jest po­wo­dem do sporu, a czy Lidl, czy Bie­dron­ka, a te­le­wi­zja taka czy sraka, na­wet o Owsia­ka lu­dzie są so­bie w sta­nie oczy wy­dłu­bać. Cza­sem mam wra­że­nie, że po­wi­nien nam raz na sto lat ktoś od­bie­rać nie­pod­le­głość, że­by­śmy zwar­li dup­ska w he­ro­icz­nym tru­dzie i prze­trwa­li, ale za­czy­nam się oba­wiać, że tym ra­zem na­ród nie po­de­rwie się do walki i jej nie od­zy­ska. Taka jest wła­śnie te­raz Pol­ska, war­cząca.
Nic dziw­nego, że nie­gdyś lu­dzie wi­dzie­li w nad­cią­ga­ją­cej na­wał­nicy dia­bły i cza­row­nice, które śmi­gały w po­dmu­chach dia­bel­skie­go ży­wiołu, spro­wa­dza­jąc na bo­go­bojny lud wszyst­ko, co złe. Bu­rza kła­dła zboże w po­lach, za­le­wała upra­wy, pod­pa­lała chaty. Drżyj, człe­cze, gdyż los twój nie­pewny, a twe ży­cie, ni­czym trzci­na na wie­trze, nie prze­ciw­stawi się si­łom na­tury.
Le­piej, żeby bu­rza nie wy­grała z dro­nem za kil­ka­dzie­siąt ty­sięcy zło­tych, bo bę­dzie spła­cał go jesz­cze dwa lata, co ozna­czało ja­kieś dwa­dzie­ścia we­sel do ob­sko­cze­nia, a jak ma­wiał jego ko­lega: „kto pra­cuje na we­se­lach, ten już w cyrku się nie śmie­je”.
Jed­nak było w tym pięk­no, bo w znisz­cze­niu za­wsze jest coś, co czło­wieka urze­ka. To dla­tego kie­rowcy zwal­niają, aby przyj­rzeć się wy­pad­kom sa­mo­cho­do­wym, lu­dzie wy­bie­rają się na wały prze­ciw­po­wo­dzio­we, aby przy­glą­dać się za­la­nym do­mom, ga­pie tło­czą się przed spa­lo­nymi bu­dyn­kami, tu­ry­ści zwie­dzają obóz w Au­schwitz. Lu­bimy by­wać w miej­scach, które od­wie­dziła Śmierć. Tak jak nasz nos chwy­ta z lu­bo­ścią za­pach słod­kich per­fum po są­siad­ce, która prze­szła przed nami klat­ką scho­dową, tak ja­kiś nie­na­zwany zmysł łap­czy­wie i bez­wstyd­nie chce wchło­nąć ulot­ne wspo­mnie­nie tra­ge­dii, które po­zo­sta­wia po so­bie ko­stu­cha.
Śmierć wy­ło­niła się zza ho­ry­zontu, czła­piąc po­kracz­nie na swych czar­nych skłę­bio­nych łap­skach.
Lu­dzie, któ­rzy nie mieli pro­ble­mów z za­sy­pia­niem, a potem cią­gły­mi po­bud­ka­mi, kosz­ma­ra­mi, ma­ja­ka­mi noc­ny­mi, nigdy nie zro­zu­mie­ją tych, któ­rzy utra­ci­li zdol­ność do spo­koj­ne­go snu.
– Opie­ku­ję się bliź­niacz­ka­mi. – Wska­za­łam kciu­kiem na dom z boku. – U Hani jest po­li­cja. Uwierz, że gdyby przy­le­cia­ło tu UFO i chcia­ło mnie po­rwać, zgo­dzi­ła­bym się od razu. Te dziew­czyn­ki są… – In­ten­syw­ne? – Za­śmiał się i całe na­pię­cie znik­nę­ło z jego twa­rzy.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl