Avatar @Malwi

@Malwi

118 obserwujących. 59 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 6 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
118 obserwujących.
59 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 6 godzin temu.

Cytaty

– Wie­dza może po­cho­dzić z róż­nych źró­deł, nie tylko z bez­po­śred­niej ob­ser­wa­cji – od­parł Roz­łuc­ki. – Wiemy za­dzi­wia­ją­co wiele o róż­nych rze­czach, któ­rych nigdy nie wi­dzie­li­śmy na oczy. – Albo wy­da­je nam się, że o nich wiemy – od­po­wie­dział męż­czy­zna.
– Wie pan – od­po­wie­dział – ru­ty­na to jedna z gor­szych rze­czy, jaka się może przy­tra­fić ak­to­ro­wi. Cza­sa­mi trze­ba ich wy­pchnąć z ich – jak to się teraz mówi? – stre­fy kom­for­tu. – Nawet wbrew ich woli? – Co to zna­czy wbrew ich woli? – Dy­rek­tor wzru­szył ra­mio­na­mi. – W sztu­ce nigdy nie było de­mo­kra­cji. Teatr to in­sty­tu­cja w za­sa­dzie feu­dal­na.
– Chcesz tro­chę? – spy­ta­ła blon­dyn­ka, wy­cią­ga­jąc w jego stro­nę bu­tel­kę. – Nie, dzię­ku­ję – od­parł. – Je­stem w trak­cie za­mia­ny jed­ne­go na­ło­gu na drugi. – Po­ka­zał jej cy­ga­ro. – O, to cie­ka­we, dla­cze­go tak? – Bo to znacz­nie prost­sze. Nałóg jest jak plom­ba, którą pró­bu­je się za­tkać dziu­rę w gło­wie. Można wyjąć tę plom­bę i po­cze­kać, aż dziu­ra za­ro­śnie, albo wło­żyć w to miej­sce inną plom­bę. To pierw­sze jest trud­niej­sze i bar­dzo długo trwa.
Nagle ko­bie­ta po­my­śla­ła, że klu­czem do serca sku­lo­nej w kącie po­ko­ju na­sto­lat­ki może być szcze­rość. Wie­dzia­ła, że w re­la­cjach z mło­dy­mi ludź­mi ma ona za­sad­ni­cze zna­cze­nie, bo po­ka­zu­je, że trak­tu­je się ich i ich pro­ble­my po­waż­nie, co bu­du­je, a potem wzmac­nia więź.
Nie da się wszyst­kie­go za­pla­no­wać. Życie jest pełne nie­spo­dzia­nek i nie za­wsze są one przy­jem­ne. Cza­sa­mi, mimo na­szych naj­lep­szych in­ten­cji i pla­nów, rze­czy ukła­da­ją się ina­czej, niż byśmy sobie tego ży­czy­li i wy­obra­ża­li, a los zmu­sza nas do pod­ję­cia de­cy­zji, o któ­rych nam się wcze­śniej nie śniło.
Mówi się, że czas leczy rany, ale to bzdu­ra. Wie o tym każdy, kto do­świad­czył stra­ty tak na­głej, jak trzę­sie­nie ziemi, w któ­rym bez ostrze­że­nia traci się stały grunt pod no­ga­mi i wszyst­ko wokół za­mie­nia się naj­pierw w chaos, a potem w kom­plet­ną ruinę. Stra­ty tak in­ten­syw­nej, że wszyst­kie ko­lo­ry z dnia na dzień blak­ną i już za­wsze wszyst­ko jawi się tylko w od­cie­niach czer­ni i sza­ro­ści. Stra­ty tak wiel­kiej, że pęka serce i nie ma żad­nej na­dziei, że ból, który się wtedy od­czu­wa, kie­dyś ustą­pi. Jest za to pew­ność, że bę­dzie z tobą już na za­wsze i wro­śnie tak głę­bo­ko, że sta­nie się czę­ścią cie­bie i nigdy się go nie po­zbę­dziesz.
Seba­stia­na odpo­wiedź była oczy­wi­sta. Są­dził, że wie wy­star­cza­jąco dużo o psy­chice czło­wieka, by twier­dzić, że jego czyny i do­świad­cze­nia, rela­cje i prze­ży­cia kształ­tują go w znacz­nie więk­szym stop­niu niż geny. Nikt nie rodzi się mor­dercą.
– Wiesz, co myślą lu­dzie? – spy­tała Rosma­rie, wyry­wa­jąc ją z zamy­śle­nia. – Na jaki temat? – Na temat sze­fów. Zwłasz­cza kra­jo­wego szcze­bla… Że, tak samo jak poli­tycy, ni­gdy nie pono­szą odpo­wie­dzial­no­ści. Że wszyst­ko ucho­dzi im na sucho. A jeśli ktoś ich wyko­pie, to naj­czę­ściej lecą w górę.
Życie jest cięż­kie, nie ma sensu temu za­prze­czać. Świat czę­sto bywa bru­tal­ny i okrut­ny, a z upły­wem czasu wy­da­je się sta­wać coraz trud­niej­szy. Pre­sja i nie­bez­pie­czeń­stwa, z któ­ry­mi muszą się mie­rzyć dzi­siej­sze dzie­ci, są o wiele gor­sze niż wtedy, gdy ja byłem mały.
– Praca matki nigdy się nie koń­czy – mówi Trish. Po­zo­sta­łe ko­bie­ty jej przy­ta­ku­ją.
Nie mogę prze­stać my­śleć o na­szym dzie­dzic­twie. O tym, co po nas zo­sta­nie, gdy odej­dzie­my. Na ten mo­ment: nic. Ale gdy­by­śmy mieli ro­dzi­nę… Głos Clau­dii umilkł, co zmu­si­ło mnie do wy­peł­nie­nia po­wsta­łej ciszy. – Je­ste­śmy ro­dzi­ną. Ty i ja. – Nie, Ethan – za­pro­te­sto­wa­ła. – Je­ste­śmy tylko parą.
Kie­dyś, gdy od­wie­dzi­łem ich krót­ko po na­ro­dzi­nach Ben­jie­go, za­py­ta­łem Russa, dla­cze­go wcale nie wy­da­je się zde­ner­wo­wa­ny, choć prze­cież zo­stał ojcem.
– O, de­ner­wu­ję się jak dia­bli – od­po­wie­dział. – Po pro­stu zo­sta­łem mi­strzem uda­wa­nia, że tak nie jest.
Chłop­cy, któ­rzy od­sta­ją od resz­ty, nie mają lekko.
W sy­pial­ni po­now­nie się­gam po dłu­go­pis i notes – je­dy­ne le­kar­stwo na bez­sen­ność, które fak­tycz­nie dzia­ła. Dwie te­ra­pie temu po­wie­dzia­no mi, że jeśli coś kłębi się w mojej gło­wie, nie dając za­snąć, to naj­le­piej te myśli za­pi­sać. Tym samym po­zwa­lam mó­zgo­wi odło­żyć my­śle­nie o tym na póź­niej, jak­bym wci­skał men­tal­ny przy­cisk drzem­ki. Ten spo­sób nie za­wsze dzia­ła, ale lep­sze to niż nic.
– Za­le­tą wiel­kich im­prez jest to – po­wie­dzia­ła ni stąd, ni zowąd – że już sam ich roz­miar za­pew­nia dobry ka­mu­flaż takim in­tro­wer­ty­kom jak my.
Jak byśmy się do tego nie przygotowali śmierć zawsze nas przechytrzy.
– Wi­dzisz Kasiu – włą­czy­ła się Ha­li­na, nie kry­ją­ca za­zdro­ści o pa­ry­skie sty­pen­dium ko­le­żan­ki i nadal będąc prze­ko­na­ną, że jej się to bar­dziej na­le­ża­ło. – Wy­je­chać jest łatwo, go­rzej wró­cić i za­stać wszyst­ko tak, jak być po­win­no. Świat nie stoi w miej­scu. Ta twoja „szan­sa” dużo cię jesz­cze może kosz­to­wać!
Miała rację jej matka, kiedy mó­wi­ła, że im dłu­żej czło­wiek żyje, tym czę­ściej cho­dzi na po­grze­by.
Ko­niec meczu. Kibic ze łzami w oczach przy­szedł oznaj­mić ko­bie­tom: – Wy­gra­li­śmy dwa do jed­ne­go! Za­wsze tak jest. Kiedy prze­gry­wa­ją, to oni sami, nikt się z nimi nie iden­ty­fi­ku­je. Wy­gry­wa­my na­to­miast my wszy­scy, cały naród, a przede wszyst­kim za­pa­le­ni ki­bi­ce. Pił­ka­rze muszą się dzie­lić zwy­cię­stwem. Ot, los…
– A nie po­my­śla­łaś, Basiu, żeby to, o czym opo­wia­dasz, prze­nieść kie­dyś na pa­pier? Masz nie­zwy­kły dar opo­wia­da­nia. Jeśli po­tra­fisz pisać tak, jak mó­wisz, lu­dzie będą cię czy­tać jed­nym tchem.
– Ach, te nasze mamy! Moja mó­wi­ła tak samo. Co by z nami było, gdyby nie one? – roz­rzew­ni­ła się Basia. – Po pro­stu by nas nie było – po­wie­dzia­ła Kasia. – Bo nie dość, że dały nam życie, to jesz­cze oca­la­ły je po sto­kroć.
A więc wi­dzi­my się po­ju­trze po po­łu­dniu w Ca­ri­ta­sie. Bę­dzie cho­in­ka, dwa­na­ście po­traw i wszyst­ko, co można sobie wy­ma­rzyć.
– No wła­śnie, nie wiem, czy będę mogła. Zo­sta­łam za­pro­szo­na do zna­jo­mych.
– Jeśli tak, to do­brze, ale jeśli wy­krę­ca się pani, jak w roku ubie­głym, to grzech. W Wi­gi­lię nie wolno uni­kać ludzi. To świę­to po­win­no jed­no­czyć, nie dzie­lić.
– Wszy­scy na sta­rość ob­ra­sta­my w wady. Prze­ży­cia tak nas kształ­tu­ją, że cza­sem nie mamy wpły­wu na swoje po­stę­po­wa­nie. – Albo nie chce­my mieć wpły­wu. – Nie wszyst­ko za­le­ży od nas. – Ale dużo. – Tylko w razie po­wo­dze­nia. Kiedy zaś do­pa­da nas fatum… – To fakt – przy­zna­ła Kasia. – Na fatum nie ma rady.
A więc wi­dzi­my się po­ju­trze po po­łu­dniu w Ca­ri­ta­sie. Bę­dzie cho­in­ka, dwa­na­ście po­traw i wszyst­ko, co można sobie wy­ma­rzyć. – No wła­śnie, nie wiem, czy będę mogła. Zo­sta­łam za­pro­szo­na do zna­jo­mych. – Jeśli tak, to do­brze, ale jeśli wy­krę­ca się pani, jak w roku ubie­głym, to grzech. W Wi­gi­lię nie wolno uni­kać ludzi. To świę­to po­win­no jed­no­czyć, nie dzie­lić.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl