Zdarza mi się czasem czytać książki, które są jak wehikuł czasu. Siadam z nimi w fotelu, otwieram pierwszą stronę i nagle znikam – z mojego mieszkania, ze współczesności, z własnego życia. "Jak to się skończy" Barbary Rybałtowskiej zrobiło to ze mną w sposób tak sugestywny, że niemal poczułam na skórze chłód stanu wojennego i jednocześnie zapach francuskich kawiarni, w których bohaterka próbowała odnaleźć siebie.
Kasia – kobieta, matka, artystka. W Polsce czeka na nią córka, w Paryżu – scena i świat kabaretów, w którym splatają się losy ludzi wygnanych przez historię i tych, którzy próbują w niej znaleźć swoje miejsce. Między jednym a drugim światem nie ma harmonii, tylko nieustanna walka. A ja, podążając jej śladami, zastanawiałam się: czy da się być jednocześnie tu i tam? Czy można pogodzić rolę matki z potrzebą spełnienia artystycznego? Czy wolność osobista zawsze ma swoją cenę?
To nie jest książka, którą się tylko czyta. To książka, którą się przeżywa. PRL lat 70. i 80. nie jest tu jedynie dekoracją – on żyje, oddycha, przytłacza i kusi. Czułam zapach niedoborów, szarość ulic i strach przed tym, co przyniesie jutro. A jednocześnie, tam w tle, słychać było dźwięk nadziei – tej, która narodziła się w czerwcu 1989 roku i która, choć krucha, rozsadzała mury.
Barbara Rybałtowska stworzyła historię, która jest intymna, a jednocześnie panoramiczna. Pokazuje nie tylko losy Kasi, ale i całego pokolenia, które żyło na krawędzi – między dwoma krajami, między obowiązkiem a pasją, między rezygnacją a buntem. Jak to się skończyło? Powiem jedno – nie tak, jak się spodziewałam. I to było w tym najlepsze.
" Jak to się skończy" nie tylko odcisnęło się w mojej pamięci, ale wręcz zmusiło mnie do rozważań, które jeszcze długo krążyły mi po głowie. Bo czy można tak po prostu zamknąć tę historię, odłożyć ją na półkę i wrócić do codzienności? Nie, jeśli poczuło się każdą emocję bohaterki, jeśli szarpało się z nią tę samą wewnętrzną rozterkę: gdzie naprawdę jest jej dom?
A może to wcale nie było pytanie tylko o Kasię? Może to pytanie o całe pokolenie, które musiało nauczyć się żyć w dwóch rzeczywistościach – tej siermiężnej, ale znajomej, i tej pełnej obietnic, ale na swój sposób obcej? Dylemat „zostać czy wyjechać” nie dotyczył tylko bohaterki, on rezonował w tle całej epoki. I wciąż rezonuje dziś, gdy coraz częściej znów słyszymy o tych, którzy wybierają życie na walizkach.
Właśnie to sprawia, że książka Rybałtowskiej jest tak uniwersalna – to opowieść o tym, że historia nigdy się nie kończy. Przeszłość nie zostaje tam, gdzie ją zostawiliśmy. Wraca, czasem pod postacią dawnych wyborów, czasem jako echo cudzych losów, które brzmi znajomo. I wreszcie – w pytaniu, które wciąż jest aktualne: jak to się skończy?
Tylko że, jak się okazuje, nie ma jednej odpowiedzi.