Minęło ponad czterdzieści lat od realizacji obrazu filmowego, a Obcy nic się nie zestarzał. Jedynie kolejne części nadały mu wyrazistości. Projektanci mieli ogromny wpływ na oddanie wiarygodności świata przedstawionego. Konstrukcja statku, jego korytarze wyglądają jak kadry z komiksów, którymi wówczas interesował się Ridley Scott, a do tego są autentycznie brudne, ze ścian wystają druty, to tu to tam coś nawala. Koncepcja biomechów to działka "szaleńca" Gigera pasjonata łączenia materii sztucznej i ożywionej. Czy to nie cudowne, gdy obcy rozdziawia szczęki, zamiast języka pojawia się coś na kształt małej główki ociekającej śluzem? Oglądając nie zastanawiamy się długo czy to skomplikowana maszyneria porusza stworem. Widzimy jego ruch, zwinność, szybkość, płyny ustrojowe - widzimy, że to żyje!
Foster opierając na znanym scenariuszu swoją wersję gigerowskiej istoty z kosmosu chroni czytelnika przed nadmiarem emocji - to tak pół żartem, pół serio. Być może film wspierany efektami specjalnymi ma większe możliwości oddziaływania na emocje widza? A z drugiej strony umiejętności pisarza bywają nieograniczone i też nie jest trudno przedstawić drastyczne sceny opisując sytuację, emocję bohaterów i to bez potrzeby konstruowania planu, zatrudniania aktorów i kręcenia po raz enty danej sceny.
Co jest lepsze, co mocniej oddziałuje na podświadomość odbiorcy? Wszystkie te momenty w filmie, gdy lada chwila ma się pojawić stwór są nacechowane dramaturgią, napięciem i choć wiemy, że zaraz wydarzy się to co ma się zdarzyć (ile razy już widzieliśmy te sceny od 1979?) to daje to jakiś dreszczyk. Mimo iż obraz aparatury, komputera i całej tej pokładowej technologi może dziś nieco śmieszyć, to sceny z obcym i dziś wypadają wiarygodnie i na tyle dobrze angażuje, że nadal zaskakuje, wzbudza dreszczyk emocji. Ale to jak jest dziś odbierany Nostromo ze swoimi ciemnymi korytarzami i "tym czymś" na pokładzie pewnie zależy od widza, być może od jego wieku. To klasyk SF i jak na czasy powstania nadal się broni, zdarzenia są dobrze zaplanowane, aktorzy byli autentycznie zaskakiwani podczas realizacji i to odbija się na ich twarzach. Ridley Scott miał wyraźną wizję tego co chce dać widzowi,a przy okazji nieświadomie stworzył archetyp gatunku, który może unicestwić ludzkość, tak chętnie wykorzystywany później przez innych tworzących obrazy łączące sci-fi i horror.
Dla mnie film jest bogatszy, znacznie rozbudowany poprzez sceny wywołujące silne napięcie oczekiwania (mimo iż wiele z nich zna się na pamięć). Czytając książkę odczuwałam braki, jakby zostało w niej pominiętych wiele scen. Zabawa w kotka i myszkę, cały ten proces mający na celu schwytanie i wyrzucenie obcego w kosmos, cała ta gonitwa po statku daje tu zaledwie namiastkę ekscytacji jaką możemy się rozkoszować podczas oglądania filmu. Nie dlatego, że wyobraźnia czytelnika zawodzi, ale jest stosunkowo mniejsze podbicie momentów zaprzątających uwagę, na przykład przechodzenia od wrzasków jednego członka załogi, do niezdecydowania czy skoku adrenaliny u innej postaci. Zabrakło budowania napięcia w rożnych punktach Nostromo w zależności, gdzie znajdują się poszczególni członkowie ekipy, tego jak narasta ich lęk, ich reakcji na każde skrzypnięcie metalu czy pojawiające się punkty na czujniku ruchu itd. Jednak "Obcy" to nie tylko agresja obcego stworzenia względem ludzi, bo tu również zaprezentowano chciwość korporacji, która stawia zysk wyżej od człowieka. Załoga Nostomo to tak naprawdę nikt ważny, to tylko niezdarna ekipa holownika dostarczająca paliwo i zarabiająca w ten sposób na swoją marną egzystencję. Chytra manipulacja może podnieść cenę ładunku, bez względu na koszty czynnika ludzkiego. I ten motyw jest wyraźniej zaakcentowany w książce przez bohaterów, szczególnie po odkryciu roli Asha, to będzie też wykorzystywane w dalszych częściach, gdzie chęć odkryć, poszerzania ludzkich horyzontów wiedzy stanie się ścieżką po trupach do celu.
Pierwszy "Obcy" bazuje na strachu, w kolejnej części będzie mi przeszkadzać nadmiar akcji w stosunku do wywoływanego efektu grozy.