W opisie z okładki czytamy, że Transsuma to pełna niewygodnych pytań opowieść o odkrywaniu siebie i porzucaniu religijnych konwenansów na rzecz konwenansów głęboko ludzkich. Że bezwstydna, przewrotna i bluźniercza.
I dokładnie taka jest.
Jest też o namiętności, o czułości, a może i o miłości.
Od pierwszej strony czytelnik traci oddech i długo nie może go odzyskać.
Napisana powolnie, a w zasadzie odbierana powolnie, jakby w zwolnionym tempie, żeby emocje mogły wybrzmieć w całą mocą. Autor tak cudownie opisuje ten spokój, ma się wrażenie, że leniwie płynie czas, a tymczasem zakonne życie jest bardzo ruchliwe i wewnątrz zakonu bardzo dużo się dzieje.
Oprócz poszukiwania i odkrywania siebie książka opisuje zakonne życie. Zakłamanie i obłudę. Układy i chęci na wygodnie spędzone życie.
"Mogą mówić o powołaniu, co chcą, ja i tak im nie wierzę, wiem, co siedzi im w głowie. Śmierdzący narybek pragnący namoczonego w wodzie chleba."
„Chce stać się porządnym mnichem, chce być taki, jak cała reszta. Oto najłatwiejszy sposób, by prześlizgnąć się przez życie."
„Bawią się w oszukiwanie, grają w to, kto potrafi nabrać większą ilość wiernych.”
Książka jest pełna takich złotych myśli, takich strzałów w sam środek. A jak wygląda zbieranie składek na tacę?
„Zadanie nowicjuszy polega na otoczeniu ludzkiej tkanki w taki sposób, aby nikt się nie wymknął: dwóch braci przeciska się przez środek świątyni, dwóch innych przy każdej ze ścian kościoła, ostatni zaś zachodzi od tyłu, tam gdzie znajduje się wyjście. Mają wniknąć w tłum i wyczyścić kieszenie. Niczego nie można przeoczyć, gdyż nawet najdrobniejsze ziarnko składa się na chwałę złotej wydmy. Niechaj dźwięk monet uwzniośli magiczny moment ofiary, niechaj złoto zabrzęczy niczym miłosna pieśń.”
Książka bardzo odważna. Dla niektórych na pewno będzie kontrowersyjna. O tabu. Jednemu spodoba się bezwarunkowo, inny odrzuci jak coś obrzydliwego.
Dzięki tej książce można zajrzeć tam, gdzie nikt nigdy nas nie wpuści. Do zakonu. Męskiego zakonu. Poczuć panujące wśród zakonników zwyczaje i pooddychać tym samym powietrzem (zapachy też są opisane bardzo sugestywnie). Można też zachwycić się pięknym poetyckim językiem książki - rosnącą trawą, brązowymi liśćmi. W zasadzie uważny czytelnik może zachwycać się każdym zdaniem, bo każde zdanie ma swój sens.
Książka jest bardzo osobista. Czy można uciec przed samym sobą i zamknąć się w zakonie z dala od swoich prześladowców?
Czy główny bohater, A., odnajdzie w zakonie siebie? Czy znajdzie zrozumienie?
Książka zupełnie inna niż wszystkie, jakie dotąd czytaliście. Jest delikatna i jest brutalna.
A treść książki, że znowu użyję jej słów, oplata cię wokół szyi niczym wąż białego królika i chcesz więcej i więcej. Przy czym jej treść trzeba sobie dozować, żeby się za szybko nie skończyła, a i skupienia wymaga.
Jest to bardzo ważna opowieść. W pewnym sensie jest o szacunku do drugiego człowieka i o tolerancji. O kobiecości i o męskości. O transpłciowości.
A przecież, znów parafrazując słowa z książki, tak naprawdę zjednoczenie z bogiem, z człowiekiem, z naturą jest niezależne od moralności ustanawianej przez starców, którzy decydują co jest grzechem, a co zasługą.
Książka, która pozostanie w was na zawsze.
„Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl"