Chyba wszyscy mamy takiego autora, po którego książki sięgamy w ciemno, nie czytając opisu na okładce. Powód jest prosty - znamy jego inne utwory i do tej pory się na nim nie zawiedliśmy. Pierwszą powieść rosyjskiej pisarski, Aleksandry Marininej przeczytałam kilka miesięcy temu. Byłam nią zachwycona, szybko więc zabrałam się za dwie kolejne. A podczas ostatniej wizyty w bibliotece wypożyczyłam „Grę na cudzym boisku”. O książce nigdy nie słyszałam, ale mimo to, byłam pewna, że mi się spodoba.
Major Anastazja Kamieńska, kryminolog z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wybiera się do sanatorium na zasłużony wypoczynek. Bynajmniej, nie z własnej woli - praca jest dla niej wszystkim, szuka sobie zajęcia nawet będąc na urlopie. Na miejscu poznaje wielu ludzi i od razu czuje, że coś jest nie tak. Zdawałoby się, że szuka dziury w całym, lecz w sanatorium rzeczywiście nie wszystko jest takie, jak być powinno.
Dlaczego tytuł jest taki, a nie inny? Dlatego, że po raz pierwszy Kamieńska nie jest u siebie, na Pietrowce. Co więcej, miejscowa milicja lekceważy ją i odrzuca propozycję współpracy. Na szczęście główna bohaterka może liczyć na swojego przełożonego oraz dopiero co poznanego szefa miejscowej mafii.
„Jestem emocjonalnym potworem, pozbawionym normalnych ludzkich uczuć” - Nastia Kamieńska idealnie się scharakteryzowała. Momentami miałam wrażenie, iż jest robotem. Okazuje swe uczucia tylko wtedy, gdy uważa to za stosowne. Przecież ludzie nie mogą pomyśleć, że jest bez serca… Wiem, że przez taką, a nie inną osobowość Kamieńskiej wielu czytelników może ją uważać za postać kompletnie nieinteresującą. Według mnie, ta „nijakość” pani major jest plusem książek Marininej - zamiast na osobie głównej bohaterki, możemy skupić się na opisywanych wydarzeniach.
Akcja toczy się powoli, momentami nawet w ślimaczym tempie. Wczuwamy się w klimat spokojnego (do czasu!) sanatorium. Dni mijają, a wydaje się, że wciąż niewiele się dzieje. Jednak pozory mylą. Nawet, jeśli Kamieńska tylko chodzi na basen, spaceruje lub rozmawia z pensjonariuszami, to u pozostałych bohaterów z pewnością nie wieje nudą, o czym i pani major w końcu się przekona.
Jak to u Marininej - mogłoby być idealnie, ALE! Ale w książce pojawia się zdecydowanie za dużo nazwisk. Każdy bohater ma też, oczywiście, imię. Nie może się również obejść bez co najmniej dwóch pseudonimów. Strasznie mnie to irytuje, gdyż naprawdę wolę w spokoju czytać, zamiast zastanawiać się: „Kim jest Ismaiłow, Damir, Chanin i Kotek?!”. Bodajże w połowie książki wpadłam na pomysł, by zapisać sobie, kto jest kim. Czyta się o niebo lepiej. Przy okazji wypisałam sobie, jak autorka nazywa główną bohaterkę. I to w samym pierwszym rozdziale! Bo przecież „Kamieńska” nie wystarczy…
-Anastazja
-Nastia
-Anastazja Pawłowna
-Nastieńka
-Nastka
Nawet mimo nadmiaru nazwisk, książkę czyta się lekko i szybko. Polecam ją szczególnie osobom, które pierwsze spotkanie z twórczością Marininej mają już za sobą. Książki z serii o Kamieńskiej dobrze jest czytać w kolejności chronologicznej. Ja zaczęłam od środka, przez co wielokrotnie nie miałam pojęcia, o co chodzi, kiedy autorka wspominała o wydarzeniach z przeszłości. Także, zanim zabierzecie się za „Grę na cudzym boisku” lub pozostałe powieści z tego cyklu, przeczytajcie „Kolację z zabójcą”.