"Ludzie to nie domy ani projekty. Nie można ich rozłożyć na kawałki i zrozumieć, w jaki sposób działają, ustalić, które części są zepsute, a potem je wymienić. Można starać się zrozumieć, jacy są, ale... Ludzie się zmieniają. Dojrzewają. Uczą się. Po prostu... są w ruchu"
LyRynn i Deacon mają wspólna przeszłość, a obecnie średnio ze sobą przepadają. Co w sytuacji kiedy muszą współpracować?
Czy konieczność przebywania ze sobą spowoduje, że się polubią? Czy nawiążą przyjaźń? A może coś więcej?
LaRynn i Deacon kilkanaście lat temu mieli ze sobą romans. Pewne okoliczności spowodowały, że dosyć szybko się skończył, a od tego czasu nie utrzymują ze sobą kontaktu. Obecnie, chcąc czy nie chcąc, są zmuszeni do współpracy. Ich babcie zapisały im w testamencie budynek i każdy z nich ma wobec niego pewne plany. Jednak, żaden nie może podjąć decyzji bez zgody tego drugiego. Dlatego podejmują wspólną decyzję: najpierw remont, a później sprzedaż. Wydaje się proste? No nie do końca. Żeby wyremontować budynek, który znajduje się tak złym stanie potrzebne są pieniądze, prawda? Okazuje się, że i na ten problem jest rozwiązanie. Tak się składa, że LaRynn ma fundusz powierniczy, a tym samym ma pieniądze na remont. Jednak żeby mogła z niego skorzystać to musi być mężatką. Rozwiązanie problemu od razu nasuwa się na myśl, prawda?
Zawrą małżeństwo, dzięki czemu LaRynn wykorzysta pieniądze na remont, a Deacon zajmie się naprawami. Wydaje się, że każde z nich na tym skorzysta, prawda? Ciekawe rozwiązanie, choć uważam, że gówna bohaterka więcej wnosi do tego układu.
Jak skończy się ich umowa? Czy będą w stanie ze sobą przebywać? Czy dogadają się w sprawie remontu?
Cóż, już pierwsze momenty ich współpracy pokazują, że zdecydowanie nie będzie łatwo. Mają problemy z dogadaniem się, tym bardziej, że żaden z nich nie darzy się sympatią ze względu na to co stało się w przeszłości. Ale może z czasem się to zmieni?
"To nie jest mężczyzna. To wrośnięte dziecko. Durny nastolatek w ciele uśmiechającego się z wyższością zarozumiałego dorosłego.
Mój pechowy bilet do startu w życie.
Zmora moje egzystencji.
Mój drogi, przesłodki mąż.
Który wkrótce nim nie będzie"
Już pierwszy rozdział książki bardzo mnie rozśmieszył. Czytając o przeszłych doświadczeniach bohaterki dobrze się uśmiałam, choć w jej przypadku to były żenujące wpadki. Mimo tego nie ukrywam, że moje początki z książką były dosyć średnie. W ogóle nie potrafiłam się wgryźć w historię i nie wciągnęła mnie. Czasami miałam problem żeby się połapać co w danej chwili się dzieje czy kto co mówi. Jednak na szczęście nie trwało to długo a historia zaczęła być coraz bardziej ciekawsza.
LaRynn i Deacon zaczynają współpracować. Muszą, jeśli chcą, żeby ten remont doszedł do skutku. W końcu każde z nich ma z tego tytułu osiągnąć pewne korzyści, prawda? Każdy z bohaterów ma swoje własne problemy. Ich życie nie było idealne. Oboje mają rodzinne problemy, które starają się przepracować. Okazuje się, że wiele ich łączy. Zaczynają ze sobą rozmawiać. Wyjaśniają sobie wszystko i okazuje się, że każde było w błędzie co do drugiej osoby.
"Czyli może nie chodzi o naprawienie tego, co zepsute. Przynajmniej nie tym razem. Może chodzi o rozpoczęcie wspólnie czegoś nowego? W pewnym sensie jest to podobne do tego co robimy w tym domu"
Deacon uświadamia sobie, że jego żona wcale nie jest rozpieszczona i nie robi co chce. W ten sposób chce zdobyć czyjąś uwagę. Kobieta nie wie co tak naprawdę chce robić w życiu. Rzuciła studia, a powrót w miejsce, gdzie mieszkała kiedyś jej babcia staje się dla niej szansą na znalezienie nowej drogi. A w każdym razie na to liczy. Nie jest pewna swoich działań i ma niską samoocenę.
Z czasem odnajduje coś, w czym czuję się bardzo dobrze i co jej wychodzi. Nie ukrywam, że dziewczyna nie zawsze postępuje dobrze. No bo raczej nie można nazwać mądrym zachowaniem wydawanie pieniędzy na głupoty, kiedy są one potrzebne na remont, prawda? Poduszki, świece czy koce? I to nie wcale tanie. Ponadto wszelkie próby zwrócenia jej uwagi ze strony męża spotykają się z dosyć dużą agresją z jej strony. Deacon wręcz nie może w żaden sposób jej skrytykować czy w delikatny sposób czegoś zasugerować, bo ona nie da sobie nawet nic wyjaśnić tylko od razu krzyczy i obraża się. Podziwiam go, że był w stanie z nią w niektórych momentach wytrzymać. Zdecydowanie to on jest tą najlepszą postacią w tej książce. A jego zachowanie w stosunku do swojego zwierzaka? Urocze.
Relacja bohaterów bardzo przypadła mi do gustu. Nie było tutaj nic szybko, ani gwałtownie. Wszystko toczy się swoim własnym, powolnym tempem i bardzo mi się to podobało. Ich stosunki coraz bardziej się zmieniają. Przechodzą od wrogości, wzajemnej niechęci a z czasem nawet do przyjaźni. W końcu otwierają się i zdobywają na zwierzenia. Wyjaśniają pomiędzy sobą wiele spraw co znacznie wpływa na polepszenie ich stosunków. Nie brakuje pomiędzy nimi flirtu czy chemii, która jest od początku wyczuwalna. Jednak żaden z nich nie posuwa się dalej. Przecież to ma być tylko formalność, prawda? Wszelkie bliskie relacje wszystko skomplikują...
Napięcie jest coraz większe, a pomiędzy nimi pojawia się coś jeszcze... Jak długo będą się powstrzymywać?
"Mimo że stale doprowadza mnie do szału, to może jednak jest coś, co nas łączy, i jest to miłe uczucie... Zazwyczaj"
"Związek z.o.o." to bardzo przyjemna historia. Nie brakuje śmiesznych momentów, jak chociażby scena, w której bohaterzy wyruszają na poszukiwanie toalety. Nie brakuje również jednak tych poważnych tematów. Pojawiają się pikantne sceny, ale są one bardzo dobrze napisane. Ale to co mi się w nich podobało to to, że nie ma ich dużo i nie pojawiają się od razu. To było w tym wszystkim najlepsze. Czy pojawi się pomiędzy nimi uczucie? Czy będzie pomiędzy nimi to coś? A może po remoncie każdy odejdzie w swoją stronę?
"Związek z.o.o" to lekka, przyjemna lektura. Fajny romans. Przewidywalny, ale przecież nie ma w tym nic złego, prawda? Zachęcam do lektury.