Kelsey wraca z Indii do rodzinnego Oregonu, ze złamanym sercem i pełna tęsknoty. Stara się zapomnieć o Renie i ułożyć sobie życie bez niego. Szybko jednak okazuje się, że spokój nie będzie jej dany: do miasta przybywa indyjski książę wraz ze swym bratem, Kishanem. Dziewczyna ponownie musi stawić czoło niebezpieczeństwu i spróbować złamać klątwę. Jednak czy jest to możliwe? A może czas pozbawić się złudzeń?
Pierwszy tom tej serii nie wzbudził we mnie, delikatnie mówiąc, pozytywnych uczuć. Mimo wszystko, zachęcona wieloma pozytywnymi recenzjami i ogólnym zachwytem nad tym cyklem postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Miałam nadzieję, że Colleen Houck pokaże, na co ją stać i sprawi, że zmienię zdanie na temat jej książek. Nie owijając w bawełnę powiem, że lektura „Wyzwania” była po prostu drogą przez mękę.
Kelsey to chyba najbardziej przeciętna dziewczyna pod słońcem. Nie ma w sobie nic, po prostu nic, co w jakikolwiek sposób wyróżniałoby ją z tłumu. O dziwo osiemnastolatka jest całkiem popularna i przez pewien czas spotyka się z kilkoma chłopakami na raz, robiąc z tego faktu pewien rodzaj rywalizacji. W końcu kto nie chciałby chodzić z najzwyklejszą nastolatką na świecie? Inne postaci również nie zapadają w pamięć.
Po raz kolejny autorka serii zaskoczyła mnie - i to bynajmniej nie pozytywnie - nierealnością, która panuje w jej powieściach. Kelsey wraca do Oregonu, gdzie już czeka na nią nowy dom, samochód, karta kredytowa, ponadto dobroduszny pan Kadam zapisał ją też na studia i kupił potrzebne podręczniki. Ludzie, no proszę was - i co jeszcze? A im dalej w las, tym gorzej. Poza tym już od początku miałam wrażenie, że główna bohaterka cyklu pozwala za siebie podejmować wszystkie decyzje, podczas gdy sama narzeka na swoje życie, ewentualnie włosy które nagminnie opadają jej na twarz i tak dalej, i tak dalej.
Jak już wspomniałam, Kelsey to osoba, która nie ma w sobie absolutnie nic wyjątkowego. Prawdopodobnie przymknęłabym na to oko, gdyby nie to, że dziewczyna - choć zbliżają się jej dziewiętnaste urodziny - tak naprawdę zachowuje się jakby miała lat dwanaście. Podczas lektury licznych „rozważań” nastolatki nie mogłam uwierzyć w to, że jest już osobą dorosłą - kompletnie nic na to nie wskazuje.
Styl Colleen Houck ponownie nie przypadł mi do gustu. Zdania przez nią tworzone pozostawiają wiele do życzenia. Zupełnie nie wiem, jak można aż tak zepsuć pomysł na całkiem ciekawą historię.
Udało mi się znaleźć dwa plusy tego cyklu: ładne, przyciągające wzrok okładki i fakt, że dość szybko się go czyta (na szczęście!). Jednak to o wiele za mało, by zasłużyć na pozytywną ocenę, szczególnie, że „Wyzwanie” to już druga część serii. Myślałam, że autorka trochę bardziej postara się, pisząc ten tom, bądź też trochę popracuje nad warsztatem - ale nie ma co na to liczyć.
Jest to jedna z najgorszych książek, które czytałam w ostatnim czasie. Całkiem możliwe, iż jest to spowodowane tym, że udaje mi się trafiać na ciekawe lektury, jednak już dawno nie wynudziłam się tak podczas czytania. Nie raz i nie dwa miałam ochotę rzucić książką w ścianę po raz kolejny natykając się na jakże głębokie przemyślenia Kelsey.
Nie zamierzam już sięgać po powieść tylko z powodu entuzjazmu innych czytelników. Dzięki utworom Colleen Houck przekonałam się, jak błędne jest takie zachowanie. Swoją drogą, kompletnie nie rozumiem tych zachwytów nad „Klątwą tygrysa”, nie mam też pojęcia, dlaczego czytelnicy tak pokochali ten cykl. Z całą pewnością jednak rozumiem wydawców, którzy nie chcieli opublikować serii o przeklętych tygrysach.
Na „Wyzwaniu” kończę swoją przygodę z Kelsey, Renem i Kishanem. Twórczości Colleen Houck mówię stanowcze „nie” i już nigdy nawet nie spojrzę na książkę, która wyszła spod jej pióra. Naprawdę, „Klątwa tygrysa” nie jest historią godną uwagi i lepiej trzymać się od niej z daleka.