Przy czytaniu tej książki nastąpiło niebezpieczne zjawisko. Mianowicie co i rusz miałam ochotę sięgać do czeluści internetu, żeby sprawdzić, czy to wszystko co opisuje autor to prawda? Czy rzeczywiście takie cuda można robić? Czy nauka posunęła się już tak daleko?
Ale od początku. Samuel mieszka w małym miasteczku gdzie wszyscy się znają. Jest chłopcem inteligentnym, ma sto pomysłów na sekundę i tysiąc pytań na minutę. Zastanawia się m.in. ile aniołów zmieści się na główce od szpilki. Chłopiec zdobył moje serce logicznym myśleniem i postrzeganiem świata. Pewnego październikowego dnia Samuel postanawia przyspieszyć długo oczekiwany Halloween i zaczyna zbierać wśród sąsiadów słodkości. Kiedy puka do drzwi pobliskiego domu otwiera mu niemiły mężczyzna. Przegania chłopaka, ten jednak nie odpuszcza. Przypadkiem zagląda do piwnicy gdzie odbywa się seans przypominający wywoływanie duchów. Skutki są opłakane... otwierają się wrota do innego wymiaru, a zło tam mieszkające wciąga w otchłań osoby biorące udział w seansie. Osoby te powracają do naszego świata, jednak nie sa już sobą, a ich ciała służą jako "opakowanie" dla stworów i zła. Samuel postanawia szukać pomocy, ale oczywiście nikt mu nie wierzy. Dopiero naukowcy, którzy nadzorują pracę Wielkiego Zderzacza Hadronów łączą fakt awarii pracy tego urządzenia z historiami opowiadanymi przez Samuela. Dalej opowiadać nie będę. Dodam tylko, że oczywiście dochodzi do ostatecznej walki która... ma w tej książce niesamowitą oprawę.
Książka zdobyła mnie sposobem ujęcia tematu. Przecież historii o tym jak zło próbuje zawładnąć światem jest naprawdę wiele. Tymczasem ta historia przez zastosowane słownictwo i ujęcia "naukowych" problemów wydaje się realna jak żadna inna. Do tego autor ma wyjątkową umiejętność opisywania zdarzeń tak, aby czytelnik nie tylko miał zdarzenia przed oczami, ale do tego krzywił nos ze smrodu i czuł, że w życiu opisywanego przedmiotu nie dotknie. Zdolności autora w tej materii połączone są z poczuciem humoru, lekkością słowa i ironicznym, wręcz ciętym piórem. Wybuchowa mieszanka! Przykład: demon o imieniu Zwrotek jest "Demonem Rzeczy Które Kręcą Się W Kółko Odrobinę Za Długo, odpowiadający także za Zapach Waty Cukrowej Kiedy Czujesz Się Nieswojo oraz Utrzymujący Się Długo Smrodek Małych Dzieci Którym Jest Niedobrze". Boskie!
Warte podkreślenia jest też podejście do dylematów i informacji natury naukowej. Autor często tłumaczy problemy czarnych dziur, cząstek, akceleratorów i innych zmór, które mnie atakowały w szkole na lekcjach fizyki w sposób wyjątkowo ciekawy. Zresztą przeczytajcie próbkę
Wielki Zderzacz Hadronów był - jak sugeruje sama nazwa - naprawdę wielki. A konkretnie miał 27 kilometrów długości i tkwił w kulistym tunelu wykutym w skale w okolicach szwajcarskiej Genewy. LHC (...) był akceleratorem cząstek największym z dotychczas zbudowanych, czyli urządzeniem służącym do zderzania śmigających w próżni protonów. Składał się z 1600 elektromagnesów schłodzonych do temperatury 271 stopni poniżej zera (w tym miejscu i mnie i was korci by zawołać: O kurczę, musi być naprawdę zimny. Ciekawe co by się stało gdyby go dotknąć językiem?)
Co zrobiłam? Zaczęłam szperać w internecie i okazało się, że Wielki Zderzacz Hadronów rzeczywiście istnieje i jest niesamowicie ciekawy. Tak jest z większością informacji w tej książce - jeżeli tylko czytelnik ma wrażenie, że ociera się o prawdziwą naukę to tak właśnie jest. Plusem tego jest sposób podania tej wiedzy, który jest wyjątkowo ciekawy.
Książka "wchodzi" szybko łatwo i przyjemnie jeżeli tylko czytelnik nie będzie się zbytnio zastanawiał nad tym co jest w niej prawdą, a co fikcją. Jeżeli natomiast zacznie pożerać Was ciekawość - ooo zapewniam Was, że spędzicie długie godziny szperając i szukając w internecie oraz odczuwając niezmierzoną radość ze zdobytych informacji.
Na zakończenie dodam jeszcze, że w książce jest masa przypisów, które - jak rzadko - nie drażnią, a stanowią bardzo sympatyczny element książki. Czytałam je z wielką przyjemnością czując się jak uczeń, któremu należy wytłumaczyć podstawowe prawdy życiowe. Autor podchodzi do przypisów z wdziękiem i fantazją. Bez nich książka nie byłaby sobą.