Ostatnio wraz ze Starszą znalazłyśmy nową przyjaciółkę. Ma na imię Aurelka. Starsza polubiła ją, bo to przecież królewna, a właściwie to KRÓLEWNA... A ja? Ja zaufałam nazwisku autorki. Pani Roksana Jędrzejewska Wróbel stworzyła "Florkę", którą z córką bardzo pokochałyśmy. Wyszłam więc z założenia, że Aurelka również przypadnie mi do gustu. Nie pomyliłam się. Aurelkę polubiłam za mądrość i rozsądek. Brzmi może nudno, ale wcale tak nie jest.
Książka porwała moją córkę już od pierwszych słów. "Królestwo przyszło pocztą zupełnie niespodziewanie. Do starannie zapakowanej paczki dołączony był list w pachnącej landrynkami kopercie. "Droga Aurelko, uprzejmie informujemy, że od dziś jesteś królewną., Rozpakuj swoje królestwo i rządź nim mądrze"
Znacie siedmiolatkę której na takie słowa nie zaświecą się oczy? Ja nie. Znam natomiast książki, które po kilku stronach ten blask wygaszają. Aurelka jest książką, która blask dziecięcych oczu skutecznie podsyca. Nie oszukujmy się - nie jest to książka skierowana do chłopców, natomiast dziewczynki niewątpliwie zachwyci.
Aurelka dostaje królestwo i musi nauczyć się nim rządzić. Już na samym początku napotyka trudności z wydawaniem rozkazów. Kiedy pozwala wszystkim robić to na co mają ochotę - jest źle. Damy dworu skaczą na skakance, kucharka żuje gumę, nie ma kolacji - dramat. Kiedy zmienia rozkaz i we wszystkim wymaga udzielenia swojej zgody jest jeszcze gorzej. Cóż, rządzenie to naprawdę niełatwa sprawa. Do tego dochodzą problemy - "pod wieżą zjawia się zarozumiały królewicz o imieniu dłuższym niż szyja żyrafy, a z krzaków wyłazi pomarańczowy smok obżerający się krówkami". Każda mała dama będzie zachwycona!
Tyle z treści, a teraz moje wrażenia jako mamy. Książka pokazuje małej dziewczynce, że nie wszystko złoto co się świeci. Należy brać odpowiedzialność za swoje czyny i dbać o tych wszystkich, których wzięło się pod swoją opiekę. Ale najważniejsze jest to, że Aurelka pomimo korony, i dworskiej etykiety - zawsze jest sobą. Nie poddaje się stereotypom. Korona na głowie nie przeszkadza czuć się małą dziewczynką, która lubi skakać na skakance i szanuje swoich przyjaciół. Kiedy królewicz Emeryk gubi swoją koronę Aurelka też wyrzuca swoją, aby mu nie było przykro.
Najlepszy jest jednak różowy czajnik. Czajnik, z którego herbata pozwala rozwiązać wszystkie problemy.
Moja córcia po lekturze Aurelki wpadła na genialny pomysł. Któregoś dnia wróciłam z pracy dość przygnębiona, (cóż, babsztyle potrafią zepsuć nawet najlepszy humor) a moja Mała widząc mój nastrój stwierdziła "Szkoda że nie mam różowego czajnika. Napiłybyśmy się herbaty" Nawet bez różowego czajnika też było to możliwe. Usiadłam z nią i wypiłam herbatę. I wiecie co? Pomogło.
Książka jest pięknie wydana. Duży kwadratowy format, grube kartki, śliczna różowa zakładka - niby szczegóły, a jednak tworzą naprawdę dopracowaną całość. Do tego ilustracje Jony Jung - po prostu bajka.
Aurelka została wydana w serii Lubię bajki. Bardzo mało znana seria - niestety. jeżeli pozostałe książki są równie wartościowe jak "Maleńkie królestwo..." to ja zaczynam poszukiwania pozostałych.