Cztery lata po tragicznej śmierci żony, popularny pisarz Michael Noonan, wyjeżdża do domku nad jeziorem Dark Score w nadziei na otrząśnięcie się z żałoby i wyjście z twórczego kryzysu. Od czasu, gdy został wdowcem nie napisał słowa, a termin oddania nieistniejącej jeszcze powieści zbliża się wielkimi krokami. Facet czuje już więc metaforyczny nóż na gardle, dlatego chwyta się ostatniej szansy i przyjeżdża do Dark Score Lake. Domek, wybudowany przez dziadka Mike'a, stoi nad samym jeziorem i pośród drzew. To naprawdę malownicze miejsce, z którym nasz pisarz ma sporo miłych wspomnień, głównie związanych z żoną i spędzonymi z nią chwilami. Co ciekawe, wkrótce po przybyciu, Mike zaczyna odczuwać jej obecność. Jej i kogoś jeszcze...
Noonan odkrywa, że żona na krótko przed śmiercią badała historię miasteczka, ze szczególnym uwzględnieniem zniknięcia czarnoskórej piosenkarki Sary Tidwell w 1901 roku. To jedna z tajemnic miasteczka Dark Score Lake, a jego mieszkańcy niechętnie zdradzają swoje sekrety. W dodatku pisarz pomagając pewnej małej dziewczynce i jej matce, przypadkowo wchodzi w drogę najpotężniejszemu człowiekowi w miasteczku - Jaredowi Devore, który za wszelką cenę pragnie przejąć opiekę nad dzieckiem, które jest jego wnuczką. Sytuacja między mieszkańcami a Noonanem staje się coraz bardziej napięta, podobnie jak atmosfera w samym domku nad jeziorem, w którym zmarli coraz częściej dają o sobie znać...
Muszę przyznać, że "Worek kości", to jedna z moich ulubionych powieści Stephena Kinga. Ma w sobie właściwie wszystko to, czego szukam w powieściach grozy, co wywołuje u mnie dreszczyk zarówno strachu, jak i emocji. Mamy tu duchy, mroczne tajemnice z przeszłości, małą, zamkniętą społeczność i scenerię rodem z "Piątku, trzynastego". I choć nie ma tu szalejącego z maczetą typa, to jednak Dark Score Lake ma swojego psychopatę w osobie Jareda Devore - wyjątkowo pogrzanego staruszka, tym bardziej niebezpiecznego, bo posiadającego niemal nieograniczone środki finansowe.
"Worek kości", to także rozbudowana powieść psychologiczna, momentami zahaczająca o thriller psychologiczny, z pierwszoosobową narracją, dzięki której możemy bardzo dobrze poznać naszego głównego bohatera. Moim zdaniem, Mike Noonan został nakreślony przez Kinga w sposób ciekawy i przekonujący. Na samym początku Mistrz dość mocno go przeczołgał, bo nie dość, że zabił mu żonę, to na dodatek później okazuje się, że była w ciąży, a jakby tego było mało, to jeszcze zabrał mu pisarskie natchnienie. Mike jednak się nie daje. Przez kolejne cztery lata wyciąga z szuflady stare, nigdy wcześniej niepublikowane powieści i przekonuje wszystkich, że powstały teraz (świetny jest ten wątek). Problem w tym, że Mike miał tylko cztery "literackie zaskórniaki" i po tych czterech latach rodzi się problem: co dalej? To staje się pretekstem, do przyjazdu do domku w Dark Score Lake, gdzie King ma dla naszego bohatera kolejne atrakcje, które doprowadzą do jego duchowej przemiany, czy może bardziej "duchowego odrodzenia".
Nie ma co ukrywać, że napisany w 1998 roku "Bag of Bones", to cegła, ale jedna z tych, które wciągają i sprawiają, że Czytelnik nie liczy stron. Poza tym, King słynie z tworzenia cegieł, więc nikogo nie powinno to dziwić. "Worek kości" to wielowątkowa, pasjonująca opowieść o grzechach, które nie ulegają przedawnieniu i karze, której nie da się uniknąć.
Fani Mistrza zapewne dobrze znają ten tytuł, dlatego zwracam się przede wszystkim do tych, którzy dopiero planują rozpocząć przygodę z twórczością najpopularniejszego twórcy literatury grozy. Według mnie możecie śmiało zacząć właśnie od "Worka kości".
https://mroczne-strony.blogspot.com/