Królestwo Nikczemnych wzbudziło we mnie dwie dość skrajne emocje. Z jednej strony byłam zaintrygowana tym, co wymyśli autorka w kolejnym tomie, a z drugiej byłam na nią wściekła za to, jak zdecydowała się zakończyć pierwszy. Nie dałam sobie więc dużo czasu na ochłonięcie i po krótkiej przerwie wróciłam do historii czarownicy, która przyrzekła zemścić się za śmierć siostry.
Emilia, po tym jak zdecydowała się podpisać cyrograf i sprzedać duszę diabłu, z pomocą Księcia Gniewu przenosi się do świata Nikczemnych. Tam przebywa na jego Dworze, oczekując zaproszenia od Księcia Pychy. Temu ostatniemu nie spieszy się do tego szczególnie. Kobieta niecierpliwi się, ponieważ im dłużej musi oczekiwać na zainteresowanie ze strony swojego przyszłego męża, tym dłużej nie rozwiąże zagadki morderstwa siostry. A jej śmierć nie jest jedyną tajemnicą, którą rozwikłać musi czarownica.
Na początku od razu zaznaczę, że autorka naprawiła to, co wcześniej zepsuła i ma za to ode mnie plusa. Muszę przyznać, że całkiem ciekawie rozwiązała problem z końca pierwszego tomu. Zakończenie drugiego również wprawiło mnie w nastrój, w którym najchętniej od razu sięgnęłabym po kolejny tom. Opowieść, którą zaprezentowała nam Kerii Maniscalco jest bardzo ciekawa i intrygująca, natomiast mam wiele zastrzeżeń do samego wykonania.
Główna bohaterka niezwykle mnie irytowała. Myślałam, że po pierwszej części to się troszeczkę poprawi, niestety w drugim tomie było jeszcze gorzej. Niestety, ale przez większość powieści miałam wrażenie, że dziewczyna nie wie, czego chce. Owszem, jej głównym celem jest znalezienie mordercy siostry, ale Emilia tak właściwie nie ma żadnego pomysłu na to, by go zrealizować. Pomysłu, aby przepytać każdego z Książąt, nie będę traktować jako planu, bo jest tak słaby, że w ogóle nie powinien być brany pod uwagę. Naprawdę, nasza czarownica chciała zadawać każdemu przy każdej możliwej okazji każde nurtujące ją pytanie, co wywołało u mnie wielkie zażenowanie. Jej ciągłe rozmyślanie o śmierci Vittori było kolejną rzeczą, która doprowadzała mnie do szału. Rozumiem, że odbiło to piętno na jej psychice, aczkolwiek miałam wrażenie, że cały czas czytam to samo. Tak, jakby autorka myślała, że jak dziesięć razy opisze ból, jaki czuła główna bohaterka i chęć zemsty, to stanie się to dla nas bardziej wiarygodne.
Kolejna rzecz, która niezwykle mnie denerwowała, to relacja, jaka łączyła Emilię i Pana Gniewu. Domyślam się, że miał tu być zastosowany wątek hate-love, ale kompletnie mnie on nie przekonywał. Uczucie nienawidzi tylko w paru momentach faktycznie miało jakikolwiek sens, natomiast w pozostałych czułam, że złość czarownicy jest budowana na siłę, byle tylko ostudzić pragnienie, które łączyło tę dwójkę. Rodziło się między nimi pożądanie, któremu ulegali, by za chwilę łypać na siebie nienawistnymi spojrzeniami. Nie miało to dla mnie większego sensu. Emilia wkurzała się praktycznie o wszystko. Przypominała mi rozwydrzoną nastolatkę, która rzuca wszystkim, co ma pod ręką, bo rodzice nie kupili jej wymarzonego telefonu. Nasza bohaterka potrafiła wkurzyć się na Księcia Gniewu za to, że ukarał demona, który ją znieważył, tylko dlatego, że sama chciała posłużyć się nożem.
Opisywanie zbliżeń erotycznych między dwójką głównych bohaterów również miało swoje wady. Emilia, która nigdy nie miała żadnego doświadczenia z tego typu sprawami, okazuje się niezwykle świadoma swojego ciała oraz ciała swojego partnera. Nie zachowuje się jak dziewica, tylko jak wprawiona kochanka. Najbardziej jednak męczyły mnie jej rozważania na różne tematy. Pan Gniewu się nią zajmuje, a ona zastanawia się, co by pomyślał Pan Pychy, gdyby się o tym dowiedział. Dokładnie, facet robi jej dobrze, a ona rozmyśla o innym. I to bynajmniej nie w kontekstach seksualnych, tylko strategicznych, bo przecież jej zaaranżowane małżeństwo to tylko środek do celu by poznać mordercę siostry.
- W wielu miejscach powieści miałam ochotę przewrócić oczami, rzucić książką w kąt i więcej do niej nie wracać, czy też wejść do powieści, by udusić Emilię własnymi rękami. Ta historia naprawdę ma potencjał, ale traci bardzo dużo na tym, jak została przedstawiona. Niektóre wątki są tak słabo poprowadzone, że nóż się w kieszeni otwiera. Dialogi momentami są drętwe i wprowadzane na siłę. Czytając, czułam rozczarowanie i złość. Chyba, że to Pan Gniewu rzuca na mnie jakiś urok podczas czytania. Oczywiście sięgnę po kolejny tom, bo jak już wspomniałam, historia sama w sobie jest ciekawa, problemem jest tylko jej zaprezentowanie. Jestem ciekawa jak zakończy się sprawa z tajemniczymi morderstwami czarownic i rozwikłaniu kilku innych tajemnic. Obawiam się jednak, że w kolejnej części będzie czekać na mnie wielkie rozczarowanie. Zarówno pod względem stylu, zachowania bohaterów, jak i wydarzeń.