Filip Skrońc stworzył dzieło bardzo złożone. Oczywiście zgodnie z tytułem i okładką książka koncentruje się na ludziach z albinizmem zamieszkujących przede wszystkim Tanzanię. Zjawisko prześladowania osób mających zaburzenia wytwarzania melaniny jest na tyle złożone, że autor pośrednio dotyka również tematu historii Afryki, a więc co za tym idzie kolonializmu, jak również zagadnienie socjalizmu, i zmusi nas do refleksji nad karą śmierci, poligamią czy kwestią opieki państwa nad obywatelem.
Byłem bardzo zainteresowany tą książką. Usłyszałem o niej chwilę po wydaniu, na początku marca po przesłuchaniu podcastu “Dział Zagraniczny” prowadzonego przez Macieja Okraszewskiego w którym gościem jednego z odcinków był właśnie Filip Skrońc.
Prześladowanie ludzi z albinizmem jest dla mnie jednym z najbardziej przerażających i trudnych do zrozumienia zjawisk jakie mają miejsce we współczesnym świecie. Wydawać by się mogło, iż wynika ono z rasizmu i pierwotnego przekonania człowieka, że to co inne jest zagrożeniem, na które trzeba odpowiadać agresją. Autor pokazuje nam główne przyczyny takiego stanu rzeczy. Składa się na to przede wszystkim ogromna bieda i ubóstwo które niestety nadal jest zmorą całego kontynentu afrykańskiego. W takiej sytuacji możliwość zarobienia dużych pieniędzy sprawia, że życie ludzkie i ogromne cierpienie drugiego człowieka i jego bliskich schodzi na drugi plan. Dodatkowo przyczyniają się do tego również ogromne ograniczenia wynikające z braku kapitału i korupcji w instytucjach prawa, porządku publicznego i opieki zdrowotnej. Ponadto autor zwraca uwagą na sposób przedstawiania problemu przez dziennikarzy państw “zachodnich” gdzie naginane są zasady etyki pracy polegające na zmianach w faktach z życia bohaterów ich reportaży tylko po to, aby historia była bardziej ckliwa i przez to mocniej poruszała czytelnika czy widza mieszkającego w innym zakątku globu.
Twórca książki przedstawia nam fakty, przybliża historię Tanzanii, i prowadzi rozmowy z wieloma mieszkańcami tego afrykańskiego państwa których dotknął ten problem. Wykazuje się wielką swobodą narracyjną płynnie przechodząc pomiędzy wątkami historycznymi i teraźniejszymi. Pierwsze fragmenty książki, skupiające się na pobycie autora w stolicy Tanzanii- Dar es Salaam są bogate w nieskrępowane opisy architektury miasta i osób które spotyka na swojej drodze, nadając książce w ten sposób momentami wręcz fabularny charakter, co pozwala nam przygotować się na późniejsze bolesne przemyślenia jakie przyjdą do naszej głowy podczas lektury.
Trudno wskazać jedną postać która byłaby głównym bohaterem książki. Wydaje się że jest nią Tanzania jako system naczyń połączonych które nie działają właściwie co przyczynia się do obecnego stanu rzeczy. Osobą której najwięcej uwagi poświęca autor jest Josephat Torner. Tamtejszy aktywista i działacz społeczny. Idealista, osoba o nieskalanej opinii, która niemal całe swoje życie poświęciła w imię walki o równe prawa, a właściwie jedno najważniejsze prawo- prawo do życia dla osób z albinizmem. (Niestety w momencie pisania recenzji okazało się że Josephat zginął w wypadku 12 kwietnia 2020.)
Pomimo obiektywnego stylu pisania autora bardzo trudno będzie nam przejść obojętnie obok opisów torturowania, ranienia i krwawych mordów osób posiadających albinizm.
Jednak w końcowych rozdziałach autor dowodzi swojego pisarskiego kunsztu opisując ośrodek dla dzieci Buhangii i następnie rozmowę z ojcem Josephata Tornera. Fragmenty przedstawiające codzienne życie dzieci w zamknięciu, jak również rozmowa z mającym około 100 lat tatą głównego rozmówcy autora paradoksalnie napawają lekkim optymizmem i pozwala dostrzec światełko nadziei.
Maciej Grzyb