Panna Stefania Rudecka po zawodzie miłosnym opuszcza swój dom rodzinny, aby zostać nauczycielką w domu baronowej Elzonowskiej. Tam zaprzyjaźnia się z córką arystokratki, a także innymi członkami rodziny. Poznaje także ordynata Waldemara Michorowskiego, bratanka baronowej. Początkowo ta dwójka niezbyt za sobą przepada, jednak z czasem zaczyna rodzić się między nimi zakazane uczucie…
Nie podoba się to zwłaszcza osobom z otoczenia ordynata, dla których dziewczyna zawsze pozostanie dziewczyną spoza sfery, tytułową „trędowatą”. Czy jednak miłość ma szansę zwyciężyć uprzedzenia? Jakie sekrety skrywają się wśród tych bogatych, pięknych murów? Przeczytajcie, aby się dowiedzieć.
„Trędowata” Heleny Mniszkówny to powieść, która ma ponad sto lat. Dzięki wydawnictwu WasPos miałam okazję zapoznać się z nią w dwutomowym, bardzo ładnym wydaniu. Co nowego jednak mogę napisać o historii, która została zekranizowana już cztery raz, a starsi ode mnie doskonale już ją znają? Cóż, tylko tyle, że w mojej opinii całkowicie słusznie zasłużyła ona na swoją popularność.
Mimo upływu lat jest to powieść wciąż aktualna. Pokazuje ona to, jak bardzo ludzie boją się inności i są wrogami wszelkich zmian w swoim stylu życia. Autorka wyraźnie zarysowała kontrast między środowiskiem ordynata Michorowskiego i panny Rudeckiej. Niby dzieli ich tylko stan majątkowy, jednak dla niektórych bohaterów jest to mur nie do przeskoczenia.
Postacie są ciekawe, często pełne sprzeczności, ale przez to są bardziej naturalne w swoich działaniach. Moimi faworytami niezmiennie zostaje trójka złożona z panny Rity, ordynata oraz pana Macieja. Również relacja głównej pary została ukazana w powolny, ale przez to realistyczny sposób. Początkowa niechęć zostaje wyparta przez inne uczucia, które na początku kwitną nieśmiało. Po jakimś czasie jednak stają się one coraz wyraźniejsze i przez to bardziej oczywiste.
Książka ta potrafi zaangażować czytelnika. Wywołuje ona ciepło w sercu, głównie za sprawą pięknych opisów przyrody. Są one barwne i działają na wyobraźnię, ale nie nudzą. Nie ukrywam, że niektóre sceny są zbyt rozwleczone, ale ma to także swoisty urok dawnych lat. W powieści tej poruszonych jest naprawdę wiele wątków, ale najbardziej widocznym jest oczywiście ten dotyczący nieszczęśliwej miłości… I tego uczucia w ogóle. Mamy tutaj więc miłość matki do córki, miłość przyjacielską czy zawiedzioną, ale także wiele innych jej odmian.
Jednym z ciekawszych tematów jest także patriotyzm Waldemara, jego potrzeba ochrony dziedzictwa przodków. W powieści ukazane zostaje to, że arystokracja zaczęła częściej wyrażać się po francusku niż w rodzimym języku. Starania ordynata o to, aby kultura i zwyczaje polskie nie zanikły w społeczeństwie, są ważnymi fragmentami powieści Mniszkówny. W latach powstawania dzieła były to problemy bardziej widoczne niż obecnie. W mojej opinii jednak można to odnieść do dzisiejszego trendu wstawiania angielskich słówek we wszystkie możliwe wypowiedzi. Myślę, że ten aspekt nie stracił wcale na współczesności.
Moim zdaniem jest to powieść, którą warto znać. Zawiera ona w sobie wiele mądrych wątków, a sama historia potrafi zaangażować i zachwycić swoją treścią. Postacie, opisy przyrody, klimat… Naprawdę, bardzo polecam tę książkę. Sądzę, że ma ona szansę spodobać się wielu osobom. Mnie na pewno przypadła do gustu. Będę do niej wracać myślami, a Was mogę tylko zachęcić do jej lektury, bo po prostu warto.