Opowieści o wampirach są pewnie tak stare jak literatura grozy. Wśród tych najsłynniejszych wymienić można
Draculę Brama Stokera,
Miasteczko Salem Stephena Kinga czy
Wywiad z wampirem Anne Rice. Osobiście nie przepadam za historiami o krwiopijcach, bo lwia część to kalkomanie wcześniejszych dzieł, a i też nie widzę nic przerażającego w tych osobliwych stworach. Po powieści o wampirach sięgam więc sporadycznie i tylko wtedy, gdy spełniają określony warunek - mianowicie zostały napisane przez Autora, którego lubię, i którego twórczość cenię. Czasem nawet jestem mile zaskoczony, ot jak chociażby w przypadku
NOS4A2 Joe Hilla. Syn legendarnego króla horroru stworzył coś naprawdę wyjątkowego i świetnie napisanego. Ze wspomnianym wcześniej
Miasteczkiem Salem, też mam raczej same dobre wspomnienia, ale King to przede wszystkim świetny opowiadacz historii, więc nie ma co się dziwić.
Po powieść
Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa też sięgnąłem ze względu na jej Autora. Grady Hendrix był moim literackim odkryciem 2020 roku. Jego
Sprzedaliśmy dusze to była naprawdę mocna rzecz, która zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Z nieco mniejszym entuzjazmem, ale wciąż pozytywnie odebrałem także jego wcześniejszą książkę -
Moja przyjaciółka opętana. Sami więc rozumiecie, że miałem spore oczekiwania względem najnowszej propozycji Hendrixa.
Zapowiadało się całkiem nieźle: niewielkie miasteczko i jeszcze mniejsza i bardzo hermetyczna społeczność zaprzyjaźnionych sąsiadów, sielskie uliczki, lata '90 i nieznajomy, który wprowadza się do jednego z okolicznych domów. Właściwie od początku nie mamy wątpliwości, co to za typ, Autor również nie pozostawia złudzeń co do intencji nowego mieszkańca przedmieść Charlestown. Wkrótce, w zupełnie innej - znacznie biedniejszej - części miasta zwanej Six Mile, czarnoskóre dzieci zaczynają popełniać samobójstwa. Na dzielnicę pada blady strach, a opowieści mieszkańców mówią o tym, że dzieci, które targnęły się na własne życie, miały wcześniej styczność z tajemniczym białym mężczyzną, widywanym na skraju okolicznego lasu.
Brzmi ciekawie? I słusznie, bo wątek z porwaniami i samobójstwami dzieci, jest zarówno mroczny, jak i ciekawy. Hendrix skupia się jednak na zupełnie czymś innym, a do tego mianuje główną bohaterką swej opowieści Patricię Campbell - jedną z najnudniejszych postaci, z jaką w ostatnim czasie zetknąłem się w książkach. Zarówno ona, jak i inne członkinie nieformalnego klubu książki, to typowe amerykańskie kury domowe, które nie mają większych ambicji, oczekiwań, ani potrzeb. Są trochę infantylne, na pewno naiwne, ale przede wszystkim przesiąknięte hipokryzją. Tę hipokryzję Autor mocno uwypuklił i sprawił, że ta mało chwalebna cecha, stała się niejako znakiem rozpoznawczym klasy średniej z amerykańskich przedmieść. Zresztą, mam takie wrażenie, że hipokryzja wciąż nam towarzyszy i ma się lepiej niż kiedykolwiek, a zatem pod tym względem
Poradnik wydaje się być powieścią wciąż aktualną i dość trafnie charakteryzującą ludzi z tzw. "dobrych domów".
Przyznam szczerze, że ta powieść wywołuje u mnie dysonans. Z jednej strony Hendrix sporządził ciekawy portret małej społeczności "tych, którym się udało", z drugiej zaś zafundował całą plejadę nijakich bohaterek, które rozmawiają właściwie wyłącznie o książkach, zakupach, sprzątaniu i dzieciach; dla których największym wyzwaniem jest zorganizowanie sobotniej imprezki dla sąsiadów i wybór lektury na kolejny miesiąc. Główny wątek, czyli obecność w sąsiedztwie wampira i próby jego zdemaskowania czy walki z nim, to właściwie odgrzewane kotlety. Mięso już wprawnie lekko "waniajet", ale co tam, nadal można zjeść. Hendrix nie wykorzystał też czasu, w jakim osadził swoją historię. Lata '90 są tu mało eksponowane, nie czuje się bynajmniej klimatu tamtych lat. Czyżby w Autorze odezwał się stary dobry Leniuszek? Przecież w powieści
Moja przyjaciółka opętana doskonale potrafił oddać popkulturowy klimat lat '80. A tutaj? Gdzieś tam, owszem, walają się kasety wideo, nastolatce trzeba założyć drugą linię telefoniczną, żeby swobodnie mogła rozmawiać z psiapsiółkami, a numery telefonów drukują w książkach telefonicznych, poza tym jednak ciężko znaleźć tu atmosferę tamtych lat i poza pojedynczymi elementami, które jednoznacznie kojarzą się z czasami sprzed "rewolucji technicznej", akcja mogłaby się rozgrywać w dowolnym czasie.
Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa jest powieścią schematyczną i przewidywalną, z mało atrakcyjnymi bohaterami (czy raczej bohaterkami). Nie jest to jednak książka całkowicie zła. Gdybym tak napisał, byłbym nieuczciwy. Na uwagę zasługuje na pewno język - Hendrix po prostu świetnie pisze i akurat to w
Poradniku się nie zmienia. Ciekawe są też wątki poboczne i bohaterki drugoplanowe. Wspomniałem już o samobójstwach dzieciaków - z tym wątkiem niezaprzeczalnie kojarzy się pani Greene - czarnoskóra pomoc domowa, która mieszka w Six Mile i stara się chronić nie tylko swoje dzieci, ale i społeczność, w której żyje. Wątek z panną Mary - teściową naszej głównej bohaterki Patricii również zasługuje na uwagę. Paradoksalnie, to najlepiej - w mojej ocenie - napisana postać. Starsza pani, choć w zaawansowanym stadium demencji, jako pierwsza dekonspiruje naszego wampira, a poza tym - i tu kolejny paradoks (można nawet powiedzieć, że taki paradoks w paradoksie) - ma znacznie więcej do powiedzenia niż wszyscy inni...
Podsumowując:
Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa, to - w mojej ocenie - powieść najsłabsza, w dotychczasowym dorobku Grady'ego Hendrixa. Nie jest jednak zupełnie kiepska, co starałem się wykazać niniejszą recenzją. Słowo, które cały czas kołacze mi w łepetynie, to przymiotnik "średni". Tak, ta powieść jest po prostu średnia, co w przypadku tego konkretnego Autora było rozczarowujące. Mam jednak nadzieję, że to wypadek przy pracy i kolejne książki Hendrixa znowu zwalą mnie z nóg.
© by
MROCZNE STRONY | 2022