Swoją przygodę z zombie zaczęłam trochę niestandardowo, bo nie od George'a Romero i jego filmów, ale od ,,Wolrd War Z''. I to też nie od książki, ale od jej - naprawdę udanej - adaptacji. Wcześniej, co muszę przyznać z pełną skruchą, traktowałam zombie jako głupie potwory z bajek w rodzaju Scooby-Doo. Wiecie, brzydkie, zielone, z wyciągniętymi do przodu rękami, mózgiem na wierzchu i tak dalej.
Tymczasem książka Maxa Brooksa pokazała mi, że do tematu można podejść w taki sposób, że opowieści o zombie przestają być opowieściami o ,,głupich potworach'', a stają się opowieściami o ludziach. O ludziach postawionych pod przysłowiową ścianą, o ludziach dokonujących ciężkich i niewyobrażalnych wyborów.
Oczywiście rzeczywistość nie zawsze była różowa i powiem Wam, że naprawdę ciężko znaleźć dobre książki o zombie, a część filmów wciąż skupia się bardziej na widowiskowym rozpruwaniu wnętrzności kolejnych bohaterów, niż na jakiejkolwiek fabule. Dlatego też na początku bałam się tej książki - czy będzie dobra? Co można napisać na temat zombie, mając do dyspozycji prawie dziewięćset stron? Czy to nie będzie nudne?
Mili moi, ,,Żywe trupy'' pochłonęły mnie już od pierwszych stron powieści - niepotrzebnie się martwiłam.
Opowieść George'a Romero, dokończona przez Daniela Krausa to naprawdę epickie, rozciągnięte w czasie i wielowątkowe dzieło. Nie jest to jednak tylko historia osób walczących o przetrwanie - bohaterów poznajemy naprawdę dogłębnie. Ich portrety są bardzo ładnie nakreślone, ich historie nas wciągają, gdzieś tam, oczywiście, przeplata się z początku jakieś zombie albo nawet dwa, ale to jest tło dla szerszej opowieści.
W ten sposób poznajemy pracowników GDD, statystyków wśród których znajduje się bardzo charakterystyczna postać - Etta Hoffman. Poznajemy Luisa Acocellę, sfrustrowanego koronera i jego dienerkę, Charlie. Poznajemy Greer Morgan, dziewczynę żyjącą z ojcem i bratem na parkingu przyczep mieszkalnych. Poznajemy Bena Hinesa i jego rywalkę Rochelle Glass. I Buźkę, najpiękniejszego prezentera stacji WWN, który absolutnie nie potrafi improwizować. A będzie musiał.
Tak samo, jak Karl Nishimura, którego życie na lotniskowcu wywróci się do góry nogami za sprawą jednej zakochanej pary i nawiedzonego duchownego. On i pilotka Jenny będą musieli wywalczyć dla siebie życie. Czy im się to uda?
,,Żywe trupy'' nie są jakąś tam zwykłą opowieścią o zombie i o przetrwaniu. Przede wszystkim jest to opowieść o ludziach i o tym, jak różnie reagują oni w sytuacji zagrożenia. To historia o poczuciu obowiązku, o miłości, o stracie, o pragnieniu lepszego jutra, a nawet o... pacyfizmie, który uosabia młody King z utworem nad którym tak wytrwale pracuje. Przy tym o niezwykłym kunszcie autorów świadczy też to, że nie jest to książka jednowarstwowa, posiadająca jeden konkretny wydźwięk. Znajdziemy tu krytykę rasizmu i tego, w jaki sposób wygląda życie w Stanach Zjednoczonych, znajdziemy momenty pełne szyderstwa albo natkniemy się na fragmenty tak kąśliwe, a jednocześnie zabawne, że może nawet parskniemy śmiechem.
To absolutny must read dla każdego fana zombie. Naprawdę.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl