"W tym domu straszę" to komedia obyczajowa i żeby Was bardziej zachęcić, to muszę wspomnieć, że to powieść nagrodzona w konkursie Wydawnictwa Dragon. Musiałam sprawdzić, czy faktycznie jest godna uwagi :)
Zaczniemy od tego, o czym ta książka jest, tak standardowo, jak to u mnie, a później opowiem czy mi się podobała, czy warto zamówić, czy jest zabawna jak na komedię przystało.
Poznajemy dwoje, a w zasadzie nawet troje głównych bohaterów na początek. Iskrę, Julka, babcię Eleonorę. Już na początku robi się dość komicznie, bo babcia powinna odpoczywać, uważać na swoje serce i w ogóle najlepiej siedzieć na pupie, nie popijać ukochanego alkoholu i broń Panie Boże jeść ciasteczek cynamonowych! W tym właśnie chce jej pomóc wnuczka Iskra. Bardzo sympatyczna młoda kobieta, studentka psychologii, której zdarzają się przezabawne przypadki typu spadająca spódnica na oczach przełożonego. A do tego wszystkiego dochodzi fakt, że niestety, ale w babcinym domu nie przyjdzie jej spać spokojnie, bo w nim straszy. Znaczy straszy... babcia Eleonora, która chce się pozbyć nadopiekuńczej wnuczki i chłopaka, który się w niej kocha, a ona go traktuje jak brata. Duchy, friendzone, rezolutna babuszka uczęszczająca do klubu książki, w którym również dzieje się, oj dzieje :) Mało? Znajdziecie jeszcze zabawniejsze rzeczy! Kurę z błękitną apaszką, świnkę, dziewczynkę tak inteligentną, że powala dowcipem! Musicie sprawdzić co tam w środku jeszcze znajdziecie!
Bohaterowie, bo oni się w tym przypadku najważniejsi, są absolutnie cudowni. Każdy ma swoje poczucie humoru i pokusiłabym się o stwierdzenie, że Autorka nieco się inspirowała osobami, które jej otaczają. Założę się, że jej babcia, która podobno czytała tę książkę do późnej nocy, tak samo by jąpotraktowała gdyby ta okazała się upierdliwą wnuczką ;) Muszę ją o to spytać!
Klimat? To komedia obyczajowa i to nie pokroju naszych rodzimych filmów, które bardziej są żenujące niż zabawne. To pełnoprawna opowieść, która faktycznie potrafi rozśmieszyć i poprawić nastrój!
Na początku miałam problem, żeby się"wgryźć" w treść. Miejscami się zatrzymywałam, wracałam kilka słów wcześniej, bo jakoś niespecjalnie mi podchodził styl Autorki. Powodem tego jest dość specyficzny sposób pisania, ale kiedy już wsiąknęłam w treść, to stało się to zaletą.
I tutaj chciałabym zaznaczyć, że to debiut i jak na debiut to... no co mam powiedzieć, pociągnęłam ją na raz, stojąc w kolejce do lekarza leciałam, chociaż po kilka stron! W drodze do domu nie pochłaniałam kolejnych fragmentów, tylko dlatego, że padało i trzymałam skrzętnie w torebce, myśląc o niej, ale nie wyjmując, co by nie zmoczyć. Już w połowie wiedziałam, że zajmie honorowe miejsce w biblioteczce mojej osobistej, więc nie mogła mieć zagiętego grzbietu czy namokniętej choćby jednej strony. Tu również pojawił się problem... chyba jej nikomu nie pożyczę! Ups! A jak nie odda? No właśnie!
Cóż mam powiedzieć? Nie dziwię się, że to właśnie ta książka wygrała w konkursie wydawnictwa. Jest zabawna i to do tego stopnia, że odradzam czytanie w tramwaju! Salwy śmiechu i łzy płynące po policzkach mogą zwrócić na Was uwagę współpasażerów. Nie raz zdarzyło mi się wybuchnąć nad nią niekontrolowanym śmiechem, ale również się wzruszyć, bo babcia Eleonora jest cudowną osóbką, która mimo przeciwności zdrowotnych jest pełna energii ma swoje niezwykle barwne życie. To zdecydowanie moja ulubiona bohaterka tej powieści, chociaż... no, może kura, którą niemal poświęcono w rytuale plasuje się o oczko wyżej!
Polecam! To świetna książka na prezent i to dla każdego, bez względu na wiek płeć, wiarę w duchy lub nie i ta okładka, no nie kusi Was? ;)
Wydawnictwu Dragon bardzo dziękuję za egzemplarz!