Mało brakowało, a nie sięgnęłabym po „Życzliwość” Johna Ajvide Lindqvista. Przeglądałam opinie o książce, które wskazywały, że książka ma dużo wspólnego z horrorem, a za taką literaturą nie przepadam zupełnie. Jednak ostatecznie zdecydowałam się na lekturę, nota bene długotrwałą, bo powieść liczy ponad 700 stron. I odkryłam, że nie warto ograniczać się do jednej interpretacji słowa „horror”, bo może mieć różne oblicza.
Wydawać by się mogło, że centralnym punktem powieści jest żółty kontener, który pewnego ranka pojawia się w urokliwym, portowym mieście Norrtällje. Jednak to nie jego zawartość, przynajmniej ta fizyczna, napędza wydarzenia. Wraz z jego otwarciem w miasteczku zaczynają się dziać okropne rzeczy. Narasta agresja, nietolerancja i nienawiść, która przybiera różne postaci. Nasilają się akty przemocy wobec imigrantów, w Internecie trwa nagonka na osoby o innym niż biały kolorze skóry. Życzliwość międzyludzka zanika.
W mieście żyje kilka osób, które posiadają niecodzienne moce, gdyż są w stanie zobaczyć nadchodzące tragedie – śmiertelne wypadki czy próby samobójcze. To one zauważają, że narastająca agresja mieszkańców ma swoje źródło w czymś, co wydostało się z kontenera, a jednocześnie narasta w pobliży przepływającej przez miasto rzeki. Zanim jednak będą w stanie zidentyfikować i unicestwić tę moc, wydarzy się dużo złego.
W warstwie fabularnej „Życzliwość” opowiada o szóstce młodych mieszkańców Norrtällje, których dotychczasowe życie było pełne różnorodnych traumatycznych zdarzeń. W retrospektywach dowiadujemy się, co ich ukształtowało i jak wpłynęło na to, kim są dzisiaj. Poznamy bośniacką rodzinę, która znalazła się w Szwecji, w rezultacie ucieczki przed okrucieństwem wojny bałkańskiej. Maria i Marco przyjechali tu jako dzieci i wtopili się w krajobraz miasteczka, jednak walczą ze swoimi demonami, próbują udowodnić swoja wartość. Nie inaczej jest z pozostałymi bohaterami: Johanem, Siw, Maxem i Anną. Dziewczyny zmagają się z kompleksami dotyczącymi nadwagi. Max nie może poradzić sobie z traumą po śmiertelnym wypadku znajomego, natomiast Johan zmaga się z poczuciem odrzucenia. Drogi tej szóstki przecinają się w pewnym momencie, zawiązują się przyjaźnie i związki, jednak nie są to łatwe relacje. Bohaterowie, którzy stanowią trzon powieści, podejmują decyzje i mierzą się z ich konsekwencjami, podpierając się własnym doświadczeniem.
Za brak życzliwości, agresję i nieufność autor oskarża strach. To on jest przyczyną wszystkiego, co złe. To ze strachu człowiek jest w stanie wyrządzić wiele krzywd. A wyrządzona krzywda sprawia, że ofiara pragnie zemsty. Tak nakręca się spirala nienawiści, którą trudno przerwać. A kiedy jeszcze w sprawy wplączą się kwestie religijne, wszystko wymyka się spod kontroli.
„Życzliwość”, ze względu na nagromadzenie traum i cierpienia, odrobinę skojarzyło mi się z „Małym życiem”, jednak po przeczytaniu nie mam tak ambiwalentnych odczuć, jak w przypadku powieści Hanyi Yanagihiry. W książce Lindqvista wszystkiego jest w sam raz. Autor odtworzył duszną, ciężką atmosferę miasteczka opanowanego przez złe moce, które zmieniają ludzi w potwory. Przy czym ta paranormalność nie stanowi najważniejszego wątku. Istotny jest tylko strach, który wyzwala to, co w człowieku najgorsze.
Tak zaczyna się mój czytelniczy rok. Rewelacja. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl