To ten typ opowieści, który z czystym sumieniem mogę nazwać chaotycznym, rwącym się potokiem myśli. Co kilka stron zastanawiałam się o co chodzi, co się zdarzyło miedzy kolejnymi akapitami, bo musiało mi coś umknąć skoro w danym punkcie pojawiają się wątpliwości. Czy Autorka stosując takie skróty i jednocześnie bawiąc się w przeskoki czasowe - kilkugodzinne, kilkudniowe lub też wychodząc od zdarzenia do skojarzeń z innym przychodzącym akurat wtedy na myśl - nie pomyślała o tym, że czytelnik może mieć problemy ze spójnością następujących po sobie wydarzeń? Może chodziło o to, żeby naturalnie oddać sposób myślenia dziecka? Nie przekonuje mnie to. Jako efekt zamierzony, jest irytujące, przeszkadza w odbiorze, zniechęca.
Wybrałam tę książkę nie bez powodu. Słysząc zachwyty i przy okazji mogąc ją dodać do punktu z tegorocznego wyznania naKanapie byłam na tak. Wszystko przez królika! A ten olbrzym belgijski, któremu Eleanor nadała imię bóg staje się towarzyszem, czasem nie tak zupełnie niemym (ach ta dziecięca wyobraźnia!). Jest przewrotnie od początku patrząc na tytuł. Bo czego można się spodziewać po fabule tej książki?
"..więc w Boże Narodzenie bóg zjawił się w końcu, żeby ze mną zamieszkać" (s.34)
Są to słowa kilkuletniej dziewczynki. Jak je można rozumieć? Mamy już wizję jakiejś Boskiej interwencji? Prawda, że brzmi jak coś upragnionego i z zapałem wymodlonego? Jest dwuznaczne, a jednocześnie wydaje się przemyślane, chociaż dzieci w młodszym wieku bardzo często wpadają na głębokie myśli wypływające z ich prostolinijnego sposobu myślenia. Bo oto pojawił się BÓG, czyli królik! i obdarzył ją swoim towarzystwem. Natomiast my dorośli czekamy na coś wiekopomnego, żeby uznać jakieś zdarzenie godne najwyższej uwagi. Zapominamy o tym, że jeśli nawet objawił by się nam Stwórca, to prędzej się o Niego potkniemy niż uhonorujemy pojawienie w naszym życiu.
W takim razie czy królik mógłby być Bogiem? Pytanie wcale nie jest bezpodstawne, a tym bardziej głupie.
Poza tym poruszane problemy w "Kiedy Bóg był królikiem" skupiają się wokół: rodzinnych relacji, sposobu na wychowanie, molestowania, zaniedbywania, homoseksualizmu. Chyba nic w tej powieści nie jest zwyczajne, mimo jej prostoty. Outsiderzy w postaci rodzeństwa Maud oraz ludzie, jacy stają na ich drodze, czy to Żyd, który przeżył obóz, czy koleżanka Elly będąca ofiarą molestowania albo zwariowany gej Arthur. Do niego poczułam ogromna sympatię, co trudno mi jest powiedzieć o głównej bohaterce. Jaka jest Eleanor Maud? Sama nie wiem. Eleanor to po prostu opowiadająca tę historię dziewczyna, która mniej lub bardziej - jak każdy z nas - gubi się na swej drodze. Za to barwne postaci towarzyszące jej od najmłodszych lat budują inspirującą scenę do jej poczynań. Sen życia jest trudny i nudny dlatego nietuzinkowe osoby, które się w nim pojawiają nadają mu świeżych barw, inspirują.
Gdy weźmiemy do ręki książkę o tak przemyślnym tytule możemy spodziewać się wszystkiego. Tymczasem "Kiedy Bóg był królikiem" jest dla mnie daniem, które sugeruje miłe połechtanie podniebienia, jednak samo jego podanie już rozczarowuje i ma wpływ na walor smakowy.
Czy jest odrealniona? nostalgiczna? subtelna? irytująca? To jak ją odbierzemy będzie zależeć od tego jak spojrzymy na poszczególne postaci i łączące je relacje. Na pewno jest powieścią o dojrzewaniu, przyjaźni, uczy tolerancji, szacunku, współczucia. I jeśli spodoba nam się sposób opowiadania tej historii, to będziemy kupieni. Inaczej jest do przejścia i zadowoli nas tak pół na pół.
*Wyzwanie naKanapie'2023 - 5.Książka z królikiem/ o króliku.