Bardzo rzadko czytam poezję. Nawet nie wiem, dlaczego tak jest. Może nie do końca się w niej odnajduję? Może nie zawsze rozumiem, co autor miał na myśli? Może nie jestem wrażliwy na piękno, jakie zawarte jest w słowach? Ciężko mi to nawet określić. Dlaczego zatem zdecydowałem się przeczytać Takie Tobie... ... ciszą bieszczadzką pisane?
Zanim o tym napiszę, kilka słów o autorze bieszczadzkiej poezji. Pan Jan Jerzy Stanek całe życie mieszka na Lubelszczyźnie. W sercu regionu, w Lublinie, edukował się w VIII LO im. Zofii Nałkowskiej i w Policealnym Studium Samochodowym. Obecnie swoje miejsce na ziemi znalazł w podlubelskim Marysinie. Bieszczady to pasmo górskie, które upodobał sobie najbardziej. Każde wakacje, co najmniej od trzydziestu lat, spędza na bieszczadzkich połoninach. Nie sam!, ale ze swoją żoną Ewą. Dolina Sanu i okolice są bliskie jego serca. Kocha te miejsca, dzikość i magię przyrody. To właśnie w południowo-wschodnim zakątku kraju znajduje wenę, by tworzyć. Zapewne wszystko to spowodowało, że na papier przelał całą swoją miłość do gór, do bieszczadzkich miejsc. Warto w tym miejscu dodać jego życiowe motto: Jeśli kochasz – patrz sercem, rozmawiaj myślami, zachwycaj ciszą, żyj marzeniami…
Tomik poezji pana Jana to niespełna pięćdziesiąt stron. Cieniutka książeczka zachwyciła mnie okładką. Uwielbiam górskie widoki, bo sam kocham takie wyraziste krajobrazy i pejzaże. Widzimy tu całe piękno Bieszczadów. Dzikość krajobrazu, górskie szczyty, lasy, a na pierwszym planie nie da się nie zauważyć drewnianych ławeczek postawionych gdzieś na górskiej łące. To na nich można usiąść i kontemplować ciszę i zachłysnąć się widokami. To tu można się rozmarzyć, tu można tworzyć poezję.
I chyba to skłoniło mnie do przeczytania tego tomiku wierszy. Chciałem poczuć to, co autor chciał przekazać swoim odbiorcom, będąc tam na górskich szlakach. A może pisał je także w swoim domu, by zabić tęsknotę za corocznym wyjazdem w swoje ukochane miejsca? Tego zapewne się nie dowiem, ale wiem jedno, że na pewno jest to jakiś sposób... na tęsknotę. Ja oglądam zdjęcia i piszę teksty o Sudetach.
Na pewno pamiętacie, jak analizować wiersz. Musieliście to robić na lekcjach języka polskiego. To nie jest trudne, jeżeli mamy przed sobą jeden. Gorzej, na pewno trudniej jest, gdy przychodzi recenzować jak w tym przypadku trzydzieści pięć! Tutaj mogę tylko napisać, że wszystkie wiersze są ukierunkowane na Bieszczady i nie odkryję tym stwierdzeniem Ameryki. To od razu widać, nie zaglądając w teksty. Po przeczytaniu wszystkich wierszy mogę też stwierdzić, że wszystkie napisane są z taką samą ilością wersów, liczba sylab jest w nich różna, a układ rymów jest parzysty, sąsiadujący, czyli mają układ AABB.
W swoich wierszach Jan Jerzy Stanek chce pokazać swojemu odbiorcy wrażliwość na piękno, miłość do przyrody, w tym przypadku do Bieszczadów, wskazuje miejsca w tych górach, które są bardzo bliskie jego sercu. Kocha San i jego okolice, często przewija się też nazwa potoku górskiego zwanego — Hylaty, czy Dwernik Kamień, jeden z bieszczadzkich szczytów. Autor nie tylko kocha Bieszczady, ale przede wszystkim swoją żonę i, jeśli dobrze interpretuję poezję w tym tomie, część utworów kieruje właśnie do niej, wyznając swoją miłość.
Jeśli są tu osoby, które kochają góry, kochają Bieszczady, to powinni przeczytać ten tomik. Polecam zdecydowanie.
Recenzja powstała dzięki portalowi sztukater.pl, któremu dziękuję za egzemplarz książki.