Za każdym razem, kiedy sięgam po fantastykę, obiecuję sobie, że będę czytała jej więcej. Ten gatunek wyzwala we mnie emocje, które rzadko kiedy mnie zawodzą.
Tym razem mogłam zapoznać się z debiutem, który na pierwszy rzut oka czaruje swoim przepięknym wydaniem. Czy posiadał on też magiczną moc, która sprawiła, że oczarował mnie wnętrzem?
Dwieście lat. Tyle trzeba było czekać na to, aby magiczna bariera między krainami zniknęła. Przez dwa stulecia elfy mieszkały na wyspie, która w całości została skutą lodem. Przez tyle lat dostosowały się do życia w tych warunkach, a ich cudowne moce nawiązujące do żywiołów, zdecydowanie im to ułatwiły. Demerin była ich jedynym domem. Po drugiej stronie, wcześniej rzuconej magicznej bariery, a także za wielką wodą, znajdowała się Althea - kraina skąpana w promieniach słońca.
Kiedy granice zniknęły, narody zaczęły się swobodnie przemieszczać. To właśnie wtedy do zimnego kraju przybył Nevril - mag, który poszukuje rozwiązania pewnego problemu. Jego droga krzyżuje się z tą, którą podąża Lynthia - elfka marzącą o podróży do Althei. Układ, który zawierają ma pomóc obojgu. Tylko co tak naprawdę skrywa los?
Aj, ale się cieszę, że miałam możliwość poznania tej historii. To książka, której chciałam poświęcić swój czas na spokojnie, żeby móc w pełni ogarniać panujące w wykreowanym świecie zasady. Kiedy już do niej przysiadłam, nie chciałam kończyć, a każda kolejna strona sprawiała, że przepadałam coraz bardziej.
Uważam, że Autorka doskonale poradziła sobie w stworzeniu tego fantastycznego świata. Dzięki mapie, która znajduje się wewnątrz mogłam z jeszcze większą łatwością wyobrazić sobie, gdzie aktualnie przebywają bohaterowie. Przyznam, że zaglądałam do niej za każdym razem, kiedy w tekście pojawiała się nazwa miejsca. Szczegółowe opisy sprawiły, że widziałam wszystko oczyma swojej wyobraźni. To właśnie dzięki nim czułam się, jakbym była po prostu obok.
Bardzo spodobało mi się zestawienie tak wielu przeciwieństw dotyczących zarówno charakterów postaci, ich wyglądu, a także wyglądu wysp.
Jednak pomiędzy tym wszystkim pojawiło się połączenie idealne (tak przynajmniej odbieram je po tym tomie).
Niemniej jednak tego nie można zagwarantować, nawet jeśli mam cichą nadzieję. Wiele sytuacji potwierdziło, że nie można być pewnym nikogo, nie wiadomo komu można ufać.
Chociaż jest to świat całkowicie wykreowany, niesie za sobą wiele prawd, które odnoszą się do rzeczywistości. Mamy tu poruszony temat nietolerancji, uprzedzeń, które mogą doprowadzić do konfliktów, całkowitej zaściankowości, podążaniu ślepo utartymi ścieżkami.
Jest on, na szczęście, ciekawie zestawiony z kompletnym przeciwieństwem, czyli tolerancją i chęcią samodzielnego poznania, przekonania się na własnej skórze, otwartością. To bardzo doceniam w tej książce.
Nie jest może jaką specjalistką, jeśli chodzi o fantastykę, ale w tym debiucie otrzymałam wszystko to, czego potrzebowałam. Ogromnie jestem ciekawa tego, co wydarzy się dalej.