Dobry zbiór opowiadań grozy to w dzisiejszych czasach prawdziwy rarytas. Rzadko kiedy bowiem można trafić na antologię w pełni przemyślaną i utrzymującą wyrównany, wysoki poziom. Nie znaczy to, że takowych w ogóle nie ma, jednak czołówka to w dalszym ciągu pisarze znani i wypróbowani: Barker, Castle, a z absolutnej klasyki – Poe czy Lovecraft. Ale nie oznacza to, że wszystko zostało już powiedziane w gatunku krótkich opowieści grozy. I tu na scenę wkracza Joe Hill, syn Króla horroru, a przy tym niezwykle uzdolniony autor powieści „Pudełko w kształcie serca”.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że proza Hilla niesie ze sobą prawdziwy powiew świeżości. Jest zarazem nowoczesna, dynamiczna, sprawnie napisana, a przy tym niebanalna i – często, szczególnie w omawianym zbiorze – niejednoznaczna. Autor nie wiedzie nas wszędzie za rękę, ani nie tłumaczy jak dzieciom kolejnych zawiłości fabuły. Ogromną rolę odgrywa tutaj wyobraźnia czytelnika, który czasami jest zmuszony dopowiedzieć sobie przyczyny pewnych wydarzeń czy motywacje bohaterów. Hill ułatwia to zadanie, pozostawiając mnóstwo mniej lub bardziej zawoalowanych tropów, prowadzących jak ślad okruszków do rozwiązania.
Język autora jest bardzo dobry: przejrzysty, nieprzesadnie kwiecisty, ale staranny i dopieszczony w najmniejszych szczegółach. Pozwala nam szybko i niepostrzeżenie wejść w świat sennych koszmarów i dziwacznych tajemnic. Fabuły poszczególnych tekstów są zróżnicowane – praktycznie co chwila jesteśmy zaskakiwani jakimś nowym rozwiązaniem bądź zadziwiającym konceptem. Bo kto nie zaduma się nad niezwykłym pomysłem w „Ostatnim tchnieniu” albo nie rozdziawi szeroko ust pod koniec zaskakującej „Peleryny”?
Teksty zawarte w zbiorze prezentują dość wyrównany poziom. Zdecydowana większość to utwory z pogranicza horroru, fantastyki i historii obyczajowej. Rzeczywistej grozy będzie tu raczej niewiele, czasem jednak pojawi się dreszcz niepokoju, w opowiadaniach takich jak choćby „Najlepszy nowy horror” czy „Synowie Abrahama”. Ten ostatni tekst zwłaszcza przypadnie do gustu miłośnikom klasyki, jest bowiem swoistą demitologizacją postaci doktora Abrahama Van Helsinga. Bardzo wyraźne w prozie Hilla są wątki psychologiczne, odgrywające kluczową rolę właściwie w każdym tekście. Postacie zostały starannie nakreślone i wydają się dość prawdopodobne, aby czytelnik bez zastrzeżeń dał się wciągnąć w ich niezwykły świat. Ciekawie zaprezentowano choćby wątki szaleństwa i niepełnosprawności umysłowej w „Lepiej niż w domu” oraz „Dobrowolnym zamknięciu”.
Styl Hilla różni się od twórczości większości pisarzy horroru. Groza w jego prozie jest delikatna, nienachalna, opiera się głównie na przemyślanej grze wyobraźni oraz niezwykłych obrazów. O ile jednak „Pudełko w kształcie serca” wydało mi się powieścią dopracowaną w najmniejszych szczegółach, o tyle do zbioru „Upiory XX wieku” mam kilka drobnych zastrzeżeń. Po pierwsze, niektóre opowiadania zdają się być niedokończone, wyrwane z kontekstu, zupełnie jakby autor dał nam do przeczytania jeden rozdział książki, lecz odmówił pokazania drugiego. Trudno też nie odnieść wrażenia, że zdecydowana większość opowiadań odwołuje się do znanych już skądinąd tematów. Chociaż popieram zabawę konwencją, tutaj czasem budziła ona moje wątpliwości. Nie każdemu spodoba się też otwarta formuła „Między bazami” oraz dziwaczna logika „Maski mojego ojca”, przywodząca na myśl ciągi szalonych obrazów a la David Lynch.
Fani horroru pewnie uśmiechną się nie jeden raz, gdyż Hill umieszcza w swych tekstach wiele odwołań do kultury grozy: a to posługuje się licznymi nawiązaniami do znanych postaci literatury w „Najlepszym nowym horrorze”, a to znów umieszcza akcję tekstu „Bobby Conroy wraca z zaświatów” na planie filmowym „Świtu żywych trupów”, pozwalając swoim bohaterom stanąć obok słynnego speca od efektów i charakteryzacji Toma Saviniego czy reżysera Johna Romero.
Podsumowując, „Upiory XX wieku” to zbiór bardzo dobry, intrygujący i niebanalny. Chociaż nie jest pozbawiony wad, warto się z nim zapoznać, bo to jedna z ciekawszych propozycji ostatnich lat. Jest to też szansa, by wszyscy ci, którzy dotąd nie zapoznali się z twórczością Joego Hilla, niezwłocznie naprawili swój błąd. A zaznaczam, jest to lektura nie tylko dla miłośników grozy, ale i dla wielbicieli dobrych opowiadań w ogóle.