Jeszcze nigdy nie spotkałam się z fabułą prowadzoną w ten sposób. Możliwe, że to częsty zabieg, a ja po prostu dopiero teraz na niego trafiłam. Smaczku dodawał też fakt, że zaczęłam czytać książkę w ciemno, bez znajomości opisu. Zdarza mi się to czasami i bardzo polecam. Opisy bowiem zdradzają często dość ważne elementy fabuły.
Na czym polega „dziwność” tej książki? Z bardzo powolnym odkrywaniem przez autorkę kart.
Na początku niewiele wiemy o świecie przedstawionym w książce. Z każdym rozdziałem dowiadujemy się więcej szczegółów. Początek jest dość prosty. Vera wraca do domu, w którym czeka na nią umierająca matka.
Z czasem dowiadujemy się, że pobyt w tym miejscu budzi w niej traumy z dzieciństwa. Śpi niespokojnie, słyszy dziwne dźwięki, a relacja z matką jest co najmniej dziwna.
Po kilku rozdziałach okazuje się, że ojciec kobiety, którego bardzo kochała, od dawna nie żyje. A jej celem jest wysprzątanie domu i pozbycie się niepotrzebnych rzeczy. Między innymi tych należących do mężczyzny.
Po kilku kolejnych rozdziałach okazuje się, że mężczyzna był seryjnym mordercą, który zmarł podczas odsiadywania wyroku.
Nie są to jednak spojlery, gdyż te informacje przeczytacie z tyłu książki. Mam wrażenie, że nie czytając go, naprawdę wiele zyskałam.
Kobieta wspomina dzieciństwo, jednocześnie odnajdując dziwne notatki, napisane przez ojca.
Czy Vera była świadoma tego, co działo się w piwnicy jej domu?
Czy demony przeszłości w końcu pozwolą jej żyć normalnie?
Pomimo tego, że powolne odkrywanie przez autorkę kart było ciekawym zabiegiem, nie mogę uznać, że była to udana lektura.
Coś, co prawda sprawiało, że chciałam ją przeczytać do końca, jednak nie trzymała mnie ona mocno w swoich „szponach”.
Wiele aspektów mi nie odpowiadało. Fabuła wlokła się, nie zawsze była klarowna. Nie podobał mi się motyw fantastyczny, który pojawił się w ostatnich rozdziałach, choć pewnie można go zinterpretować na wiele sposobów. Mam jednak wrażenie, że zupełnie nie pasował do całości.
Główni bohaterowie byli dość wyraziści, ale na tyle specyficzni, że trudno było przewidzieć ich kolejny ruch. Co o dziwo nie było pozytywnym zabiegiem.
Były aspekty, które mocno mnie zaskoczyły i zapewne to sprawiło, że wciąż chciałam brnąć dalej. Zwłaszcza te, które dotyczyły dzieciństwa Very i jej przyjaźni z Brandonem.
Jest to thriller, którego można też sklasyfikować jako powieść psychologiczną, a nawet pokusić się o stwierdzenie, że zawiera w sobie elementy horroru.
Nie mogę jednak polecić książki z czystym sumieniem. Uważam, że zabrakło jej „tego czegoś”. Na szczęście nie była to obszerna pozycja, w związku z czym nie mam poczucie straconego czasu.
Czytaliście „Prawie jak w domu?”