Polskie powieści historyczne od zawsze wywoływały u mnie ambiwalentne uczucia, niczym u kata z epoki, któremu skazaniec odmówił rozgrzeszenia. Z jednej strony oczekuję od takiej książki wierności i realizmu, z drugiej, znowu, kocham wartką akcję i element fantastyczny. Tym samym otwierając pierwszą kartę przeciętnej polish historical novel od razu spodziewam się dwóch pułapek: błądzenia wśród genealogii, intryg, przydługich bitew oraz innych zawiłości lub radosnej zmiany naszego kraju w Śródziemie. Nie inaczej było w przypadku „Eksterminatora” Krzysztofa Wytrykowskiego. Otworzyłem pierwszą kartę, przeczytałem całość i… wpadłem tylko w jedne, zupełnie nieoczekiwane, sidła, w dodatku wielkości pułapki na myszy.
„Eksterminator” to powieść osadzona w realiach piętnastowiecznego Torunia, kilka lat przed sławetną bitwą pod Grunwaldem/Tanenbergiem. I już za samo to należą się autorowi ukłony, bo jak dotąd mieliśmy, w powieściach tego typu, w kółko albo Polskę sarmacką albo bardzo wczesne Średniowiecze. Bohaterami książki są dwaj szpiedzy Rzeczypospolitej, Niclos vom Velde i Jan Gehauser, maskujący swoją działalność pod płaszczem domeny Hermesa, czyli handlu. Na mieszkańców Torunia pada blady strach, albowiem wśród nich pojawia się Bestia która z apokaliptycznym rozmachem i pomysłem morduje kilku mieszkańców. Co więcej, trop prowadzi do krzyżackiej mennicy oraz zamtuzu, którego właściciel, dopiero co aresztowany morderca i dewiant Ludecke, umiera nagle w miejskich lochach. Niclos i Jan powoli „rozgryzają” tajemnicę morderstw które zdają się być powiązane jednocześnie z Wielkim Zakonem oraz klientami domu rozpusty. Co z tym wszystkim wspólnego ma fałszywa moneta, przepowiednie Apokalipsy oraz miejscy rajcy? Dowiecie się podczas lektury.
Książka Wytrykowskiego powinna przypaść do gustu zarówno miłośnikom powieści detektywistycznej, jak i klasycznej powieści historycznej. Autor dość umiejętnie splata wątki ekonomiczno-polityczne z oczekiwanym, wspomnianym w zajawce pościgiem za mordercą. Ponadto, Wytrykowski dobrze „odrobił lekcję”, wszystko w powieści wydaje się realne, wiarygodne i dopracowane, włączając w to kilka dosadnych, naturalistycznych wręcz opisów (tortury i bestialsko zmasakrowane zwłoki, mniam!).
Jeśli chodzi o akcję to, niestety, jej tempo rozkręca się bardzo powoli, co może zniechęcić bardziej niecierpliwych czytelników. Pomimo tego, że język autora jest potoczny i zrozumiały, z początku powieść serwuje nam rozmowy pomiędzy przeróżnymi bohaterami, kilka przeskoków akcji oraz wyblakłą fabułę, z której, z grubsza nic nie wynika. I to jest właśnie ta mini-pułapka o której wspomniałem na wstępie. Całość nabiera kolorów (a czytelnik – rumieńców na twarzy) dopiero po pierwszych stu stronach, na które warto poczekać. Jeśli chodzi o parę głównych bohaterów, to autor, niestety, sprowadza ich na drugi, jeśli nie trzeci plan, przez co bardzo trudno jest się nam z nimi zaprzyjaźnić i to jest, chyba, głównym mankamentem „Eksterminatora”, nie mówią już o skandalicznych błędach interpunkcyjnych, będących skutkiem miernej redakcji i korekty wydawnictwa. Nie czytałem poprzedniej książki autora, „Srebra Stortebeckera”. Być może tam Jan i Niclos opisani są bardziej szczegółowo, tym samym tutaj, Wytrykowski mógł ich trochę „zdeprecjować” i ukryć w cień.
Mnie powieść raczej przypadła do gustu, przypominała klimatem „Kacpra Ryxa” czyli moją ulubioną serię wydawniczą z historią i zbrodnią w tle. Jeśli lubicie średniowiecze, kryminał i wierne oddanie szczegółów epoki, z pewnością nie zawiedziecie się na książce Wytrykowskiego. Przymykając oko na kilka mankamentów, lektura „Eksterminatora” to czas dobrze wykorzystany.