Od dawna, czytając literaturę fantastyczną, natrafiam na wciąż powtarzające się schematy, identyczne szablony, które, niczym nieudane klony, zniechęcają i nużą po kilkunastu stronach. Na kartach owych "powieści z kalki" przez cały czas przewijają się wieśniacy którzy okazują się potomkami królów, odradza się jakieś pradawne zło, wyrusza bohaterska drużyna lub zwaśnione królestwa A i B walczą jeszcze z królestwami C i D a tron stoi pusty. Sięgając po książkę "Akwaforta" spodziewałem się znaleźć w niej unikalną, pomysłową fantastykę, która zrywa z utartymi schematami. Nie pomyliłem się.
Powieść K. J. Bishop to przepiękny fresk malowany słowem i nastrojową, nienachalną fabułą. W jego centrum znajduje się miasto o pięknej nazwie Ashamoil, gdzie króluje przemoc, honor, zbrodnia a przede wszystkim zdarzają się cuda. Ashamoil to mieszanka renesansowej Wenecji, wiktoriańskiego Londynu i ogarniętego wojnami gangów Nowego Jorku. A to wszystko w sercu tropikalnej dżungli, gdzie walczą ze sobą zwaśnione plemiona i królują dualizm oraz mariaż makabry z pięknem. Pomysł iście nowatorski. Do owego eklektycznego dominium dociera para głównych bohaterów "z przeszłością": domorosła lekarka Raule i szermierz-rewolwerowiec Gwynn. Każde z nich przeżyje w Ashamoil swoiste katharsis i odnajdzie sens swojej egzystencji.
"Akwaforta" to powieść z gatunku onirycznej fantastyki z domieszką realizmu magicznego, która rozrywa ramy gatunku i mknie przed siebie niczym rozpędzony delorean z „Powrotu do przyszłości”. Niezwykle trudno ją zaszufladkować, co stanowi główny atut tej, jedynej w swoim rodzaju, książki. Nie znajdziemy w niej, znanych z kart fantasy i s-f, robotów i potworów, nie rządzi tam magia ani, tym bardziej, zaawansowana technologia. Bohaterowie walczą na szable i korzystają z usług jasnowidzów, ale w tym samym czasie, pływają parowcami, mają lornetki i zapalniczki. Świat "Akwaforty" to kolaż, który malowniczo łączy kilka epok, rzeczywistości i miejsc a tym samym kusi niepowtarzalnym klimatem. No właśnie, nie byłoby "Akwaforty" bez owego nastroju kojarzącego się w mig z pięknym lecz niepokojącym obrazem. Powieść aż kipi od barw, a styl pisarski autorki hipnotyzuje już od pierwszych stron. Jaskrawe pytony, oliwkowa skóra tubylców, fantasmagoryczne bestie, które tworzy jedna z bohaterek, czy gigantyczne posągi herosów na Moście Pomników to tylko niektóre przykłady artystycznych, pulsujących żywą sztuką, wizji K. J. Bishop.
Jeśli chodzi o styl pisarki, to jest on niezwykle leniwy i stonowany. Poprzez powieść płyniemy niczym unoszone na falach książkowego Skamandra Kajki, nie jesteśmy również zmuszeni podążać za jakąś sprecyzowaną intrygą ponieważ w "Akwaforcie" jej po prostu nie ma. Bohaterowie nie mają określonych modi operandi, tylko, zadamawiając się w Ashamoil, żyją sobie własnym życiem, które obserwujemy niemal z dnia na dzień. Nie znaczy to, broń Boże, że powieść wieje nudą. Powoli zawiązująca się akcja wybucha w wielkim finale a kilka scen i obrazów (walka na Moście Pomników, makabryczne odkrycie na "Majestice", kolekcja zdeformowanych płodów Raule) może zapaść w pamięć. Mnogość bohaterów drugoplanowych, liczne poboczne wydarzenia oraz brak głównej linii fabularnej "Akwaforty" przyniosła mi na myśl polskie powieści pozytywistyczne (tak fantastykę pisaliby Prus i Żeromski) a fantasmagoryczno-oniryczny klimat powieści w mig skojarzył mi się z "Miastami pod skałą" Huberatha.
Odniesienia do literatury, filmu i sztuki to kolejna, charakterystyczna cecha książki. W "Akwaforcie" usłyszymy odległe echa "Ojca Chrzestnego", "Gangów Nowego Jorku", "Mrocznej Wieży" czy "Jądra Ciemności". Dostrzeżemy miniatury z obrazów Boscha, rozmyte słowami pejzaże impresjonistów, zachwycimy się nieprawdopodobnymi rozwiązaniami w stylu Caroll’a czy Marqueza. Tym samym, do powieści Bishop możemy wracać wciąż na nowo i na różnorakie sposoby smakować tą, pełną artystyczno-literackich zagadek, ucztę wyobraźni (książka ukazała się, właśnie, w serii o takiej nazwie, obok takich tuz jak Ian McLeod czy William Gibson).
Niestety, „Akwaforta” nie jest powieścią dla każdego. Zerwanie z oklepanym mainstreamem, które przejawia się w unikalnej konstrukcji powieści może zniechęcić zagorzałych, spragnionych wartkiej akcji i przygód, fanów fantasy. Autorka umieściła, również, w swojej powieści liczne dysputy na, nie ukrywajmy, ciężkie tematy z których wyzierają m.in. teologia czy filozofia. Opisany przez Bishop świat opisany jest, ponadto, niezwykle oszczędnie a losy i przeszłość bohaterów poznajemy często w kolejności która w nosie ma chronologię. Jak dla mnie, powieść była kolorowym fajerwerkiem, dla innych będzie tylko smutnym, nudnym i niezrozumiałym niewypałem. Niemniej jednak, wydawcy (wydawnictwo Mag) stanęli na wysokości zadania. Na zakończenie, powiem, że „Akwafortą” zachwycił się nasz rodzimy pisarz „poważnej fantastyki” Jacek Dukaj, którego mini-rekomendacja znajduje się na odwrocie książki.