Większość swych recenzji rozpoczynam od krótkiej noty na temat autora. Co jednak można powiedzieć o twórcy, kiedy jest on anonimowy? W tym przypadku jedynie tyle, że jest osobą o niezwykłej wyobraźni i ogromnym talencie. Potrafi ze skrawków codzienności utkać historię głęboką w swej prostocie, a jednocześnie zadziwić lekkością z jaką to robi. Brzmi nieźle? Zapewniam was, jest jeszcze lepiej.
Wieśka cały swój czas i energię poświęca szukaniu książki o zagadkowym tytule: „To nie jest książka”. Wedle jej wiedzy, zawiera ona przepis na nieśmiertelność. Zjawisko fascynujące ją od lat. Jest jednak mały haczyk – każdy kto ją przeczytał postradał zmysły. Czy ją to zniechęci? Bynajmniej. Ciekawość i ryzyko sprawiają, że chce ją zdobyć jeszcze bardziej. W poszukiwaniach towarzyszy jej Miłosz, kolega z klasy. Osobnik początkowo sceptycznie nastawiony do planu przyjaciółki, ale z czasem i on zaczyna pokładać w starodruku wielkie nadzieje.
Bohaterowie o swojsko brzmiących imionach, przywołujących skojarzenia z rodzimymi noblistami, wprowadzają nas w świat zagraconej biblioteki i licealnych korytarzy. Poznajemy Wuceta, Janinę Marion, Ariela Totelesa, a nawet samą Śmierć i jej Cerbera. Przemierzamy trasę autobusu numer 22, dbamy o sowy w Kornwalii oraz zaczytujemy się w Kanale. Przekonujemy się, że życie wieczne wcale nie jest tak doskonałe, jak powszechnie się uważa, a zakazany owoc był świetnym sposobem wybrnięcia z tego kłopotu.
Książka ta, to w pewnym stopniu nadnaturalny paradoks. Z jednej strony, jest totalnie abstrakcyjna w swym zamyśle i formie, a z drugiej niesamowicie osadzona w rzeczywistości. Odwołań do współczesnych wydarzeń, publikacji, piosenek, a nawet wypowiedzi polityków jest tutaj od groma. Jeżeli ktoś dobrze orientuje się w bieżącej historii, będzie miał sporo frajdy w ich wyłapywaniu.
Jest to bardzo dziwna, ale przede wszystkim mądra opowieść o przemijaniu. Swoiste remedium dla tych, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji i szukają odpowiedzi na pytania ważne, często ostateczne. Choroba nie oznacza przecież konieczności zrezygnowania ze swoich marzeń, tak samo jak złe wiadomości nie są wyznacznikiem końca. Napisana lekkim piórem z dużą ilością dialogów, swobodnie wprowadza nas do niezwykłego świata trójki licealistów. Książka o prawdziwym życiu, owiana odrobiną magii i tajemnicy, a zarazem baśń o przyjaźni i trudnych wyborach, która rozbawi, zadziwi oraz poruszy czytelnika.
Jedyne zastrzeżenie, jakie wobec niej mam, dotyczy jakości wydania. Wypuszczenie jej w tak widoczny sposób po macoszemu, w pewnym stopniu przeszkadza w lekturze - śliska i wyjątkowo miękka okładka, co rusz wymyka się czytelnikowi z rąk. Mam nadzieje, że powieść okaże się sukcesem i z czasem doczeka się wydania na miarę swoich możliwości.
To nie jest książka to lektura bardzo osobliwa, a przez to niesamowicie intrygująca. Nieznany autor i dziwny tytuł, które nie są chwytem marketingowym(!), działają na czytelnika jak magnes. Zapytacie pewnie skąd moja pewność, że twórca na pewno chce pozostać anonimowy? Otóż z bloga wydawcy, gdzie możemy przeczytać, jak wiele wysiłku zostało podjęte, aby nigdy nie udało się go odnaleźć. Bezimienna paczka, nie działający numer telefonu, opuszczony dom, a nawet notariusz, który zmienił obywatelstwo, to tylko niektóre przykłady!
Osobną sprawą jest zysk. Autor jest nieznany, dlatego honorarium ze sprzedaży „To nie jest książki” ma zostać przekazane na cele charytatywne. Ważny jest jednak zapis w umowie, jasno mówiący, że jeżeli ktoś kiedykolwiek poda dane twórcy do publicznej wiadomości, książka zostanie wycofana, a dotacje wstrzymane. Któż odważy się odebrać chorym ludziom pieniądze na leczenie? I już samo to dowodzi, że ktoś tak przewidujący, a co za tym idzie inteligentny, nie mógł napisać złej powieści.
Jeżeli ciekawi was, co takiego zawiera ta księga i nie boicie się przy tym o swoje szare komórki, nie wahajcie się ani chwili. Gwarantuje, że zapamiętacie ją na długi czas.
Autor nieznany „To nie jest książka”
Ilość stron: 264
Wyd. Narbook
Ocena: 6/6